- Czemu? - popatrzył na mnie zdziwiony.
- Davidzie, to ty nie wiesz? Jeśli polejesz czarownicę tudzież wiedźmę wodą to ona się roztopi. A ja jestem za młoda i za piękna by umierać, nie sądzisz? - uśmiechnęłam się.
- No to co proponujesz? - spytał całkowicie olewając moją wypowiedź o istotach magicznych i moim pięknie.
- A więc jakieś miejsce gdzie światło słoneczne nie będzie mnie razić w moje jakże śliczne oczęta.. stary klasztor. Potem oprowadzaj jak chcesz, ale pamiętaj las na końcu.
- Czemu las na końcu? - wydawał się być zbity z tropu.
- Nikt tam nie usłyszy twoich błagań o pomoc, gdy będę się do ciebie dobierać. Żartowałam. Rusz się kociaku bo nas noc zastanie. - wyczuwam dobry humor.
- Kociaku? - otworzył drzwi i przepuścił mnie. Oho. Pan gentleman się znalazł.
- Potem o tym porozmawiamy. - poprawiłam kurtkę. Oesu jak ja ją kocham. Jest taka ciepła i moro i w ogóle.
***
Skłamałabym gdybym powiedziała, że go słucham. Jednym uchem wpada drugim wypada. To takie interesujące, że aż wcale. Oesu, jaka ja niemiła dziś. Potem się zgubię i zapewne będę sobie pluła w brodę. To już prawie koniec. Teraz tylko las. Tyle miejsc *If you know what I mean* tyle liści, tyle zieleni, tyle potencjalnego zagrożenia. Przecież mogę się pośliznąć i zabić. Obym nie wykrakała.
- Jak ja kocham takie spacery. - zaśmiałam się.
- Myślałem, że prowadzisz "nocny tryb życia".
- Ależ oczywiście, ale troszkę światła dziennego nie zaszkodzi.- jak na zawołanie zaczął padać deszcz. - I see fire in the rain - zanuciłam.
- To nie tak leciało.Może lepiej wracajmy? - spytał chłopak.
- Nie. Jest dobrze. Zluzuj Davidku. Z cukru nie jesteś, choć może..
- A pamiętasz co mówiłaś o czarownicach? - zaczął szczękać zębami.
- A jednak słuchałeś. - zakręciłam się i oczywiście jak na nieszczęście potknęłam się o coś. Na (nie)szczęście David zamortyzował mój upadek. - Przepraszam. Jestem niezdarą, ale popatrzmy na to z innej strony. Teraz możesz się chwalić, że na ciebie poleciałam. A wiesz, że z tej perspektywy wyglądasz całkiem przyzwoicie? - poczułam silny ból w okolicy kostki. Damn. Zaraz zafajdam się krwią i jego przy okazji. Po chwili leżałam tuż obok niego. - Wiesz co? Chyba rozje*ałam sobie kostkę. Czy to ten moment w którym rozrywasz koszulkę by ją opatrzyć? Czy wystarczy, że następnym razem ładnie poproszę i zrobisz to bez okazji? Chyba nie jestem aż tak wredną su*ą?
David, kociaku? :'3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz