sobota, 28 listopada 2015

Od Jess

Znów czuję się do dupy. Cały ten świat jest do dupy, po co w ogóle mnie tu przywieźli? Siedziałam teraz w jakimś opustoszałym budynku, był to chyba jakiś kościół, bądź klasztor. Dla kogoś kto interesuje się sztuką lub architekturą, albo historią mógłby być to ciekawy obiekt zainteresowania, ale nie dla mnie. Może powinnam się zachwycić tą budowlą, ale.. czym mam się tu zachwycać. Zimne, szare ściany, grube mury i mnóstwo wolnej przestrzeni. Wszystko przygnębiające i nijakie, dla mnie obojętne. To chore. Mój nastrój pogarszał się z sekundy na sekundę. Potrzebuję jej teraz...
Heroicznie rzuciłam się na moją sportową torbę z Adidasa i zaczęłam grzebać w niej gorączkowo, poszukując małego foliowego woreczka. Nie mogłam go znaleźć. Niecierpliwie wywaliłam zawartość mojej torby na kamienną podłogę. Rzeczy potoczyły się w różne strony, ale teraz to olewałam. W tej chwili zależało mi tylko na tym, żeby znaleźć trochę fety. Miałam już prawie łzy w oczach... Tylko ona może mi pomóc w tej chwili...


Wreszcie ją znalazłam.
Chwilę później ogarnęła mnie dzika euforia, niepohamowana radość. Wszystko było takie super! Ten budynek był super, drzewa, a nawet pogoda, mimo deszczu była super! Kiedy skończyłam zbierać z ziemi ubrania (większość z nich zdążyła zmoknąć) usiadłam na "moim" miejscu, ale nie na długo. Rozpierała mnie energia. Nie mogłam tkwić w bezruchu dłużej niż kilka sekund. Nie czekałam dłużej, na kolesia, który miał mnie zabrać ze sobą do domku. Poszłam szukać mojej kwatery sama.
***
Otworzyłam drzwi, może trochę zbyt gwałtownie, bo trzasnęły o ścianę z głośnym hukiem. Do hallu małego drewnianego domku szybko wparowały dwie osoby. Czyli będę miała aż dwoje współlokatorów, yay! Wokół mnie stworzyła się już mała kałuża. Zapomniałam, że jestem przemoczona i jest mi zimno.
- Cześć, jestem Jess! - przywitałam się radośnie, a oczy pewnie mi błyszczały. I to bynajmniej nie z podniecenia.
Chłopak, który stał przede mną miał taką minę jakby chciał mnie przytulić i spytać czy nic mi nie jest. A ta białowłosa ślicznotka, która próbowała osuszyć włosy ręcznikiem zrobiła taką minę, jakby miała zaraz na mnie nawrzeszczeć.
- Szukaliśmy Cię. Gdzie byłaś? Miałaś czekać przy klasztorze... - powiedział chłopak z troską w głosie. To dziwne... - Jestem David, a to Kath... - przedstawił się.
- Miło mi was poznać. - powiedziałam szybko, z odrobinkę za wielkim entuzjazmem w głosie. - Mam nadzieję, że nie sprawiłam wam kłopotów... - dodałam po chwili słodkim głosikiem.
- Nie, nic się nie stało. - powiedział David, kupił to, dobra jestem.
Coś czuję, że trudniej będzie mi przekonać tą ślicznotkę, która nie odezwała się ani słowem, jednak wpatrywała się we mnie gniewnie.
Chłopak zaprosił mnie do środka. Cały wieczór spędziliśmy we trójkę siedząc na kanapie w małym saloniku i pijąc zieloną herbatę.
Narkotyk przestawał działać. Chciałam iść już spać, byłam zmęczona.
Ziewnęłam przeciągle.
- Jestem już zmęczona... gdzie jest mój pokój? - zapytałam, starając się jakoś trzymać i nadal odgrywać te słodkie scenki.
- Nie ma. - po raz pierwszy odezwała się Kath.
Odwróciłam twarz w jej stronę i rzuciłam jej pytające spojrzenie. Westchnęła.
- Dach się tam zawalił. Twój pokój jest zalany... - mruknęła wyjaśnienie.
- Och, nie mam nic przeciwko spaniu na kanapie. - powiedziałam szybko.
- Nie... - odezwał się David.
- Możesz spać w pokoju ze mną. - mruknęła Kath, wstając. - Idziesz?
Wstałam i poszłam za nią, a raczej powlekłam się. Odezwałam się dopiero, gdy byłyśmy same.
- Nie gniewaj się na mnie, Katie... - poprosiłam.
To dziwne, ale ją polubiłam bardziej. A co jeszcze dziwniejsze, nie sprawiało mi problemu bycie miłą dla niej. To przychodziło naturalnie, nie musiałam się na nic silić.

Kath <: ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz