poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Genevieve - CD historii Cezara

Przez naprawdę wiele miesięcy siedziałam na dupie i nic nie robiłam. Moje życie składało się ze spania, jedzenia i czytania. Wydawało mi się, że naprawdę więcej nie potrzebuję. W Obozie Ocalałych liczyło się tylko to, że było się właśnie tym ocalałym. Tak przynajmniej sądziłam. Żyłam w odosobnieniu, raz po raz zagadywana przez mojego brata. Lecz nawet jeśli miałam ochotę na rozmowę, byłam bardziej dla niego nieprzyjemna, niż kiedykolwiek. Być może w jakiejś części obwiniałam go za śmierć rodziców, chociaż jego winy nie było tam nawet w ułamku. Tak czy inaczej, ignorowałam go, zatapiając się głębiej w swojej beznadziejności. Nie można było, jednak powiedzieć, że byłam przygnębiona. Och, nie. Byłam wściekła. Wściekła na cały świat i wściekła przede wszystkim na siebie. Na moją słabość. 
Kilka tygodni temu nadszedł ten czas, kiedy wreszcie musiałam otworzyć drzwi i wyjść. Właściwie, zostałam zmuszona do tego przez Christopher'a. Nigdy w życiu nie przyznałabym mu racji, szczególnie teraz, a jednak ową rację miał. Poczułam się znacznie lepiej, nawiązując jakiekolwiek relacje międzyludzkie, pozostając jednocześnie niedostępna. W końcu zaczęło mnie to męczyć i wychodziłam tylko po to, by sobie pospacerować, słuchając przy tym starego rocka, z czasów, których nie byłam w stanie spamiętać. 
Wędrowałam właśnie między drzewami, po raz kolejny zbaczając z leśnej ścieżki. Te kilka tygodni wystarczyły, jednak bym znała las - a przynajmniej jego część - jak własną kieszeń, więc nie bałam się, że się zgubię. Nagle coś, a dokładnie dźwięk łamanych gałązek, sprawił, że wyjęłam z uszu słuchawki. Nie minęło kilka sekund, kiedy z nieba, a raczej z drzewa, spadła jakaś postać. Odskoczyłam, instynktownie, by przypadkiem nie wpadła na mnie. Przekrzywiłam głowę, przyglądając się leżącemu na ziemi ciału. Po sylwetce poznałam, że to mężczyzna. Uśmiechnęłam się złośliwie, trącając jego twarz butem.
- No, proszę - roześmiałam się, nie przejmując się nawet tym, iż mężczyzna mógł złamać sobie kark. Być może nawet na to liczyłam. W końcu coś wreszcie zaczęłoby się tutaj dziać. Musiałam, jednak westchnąć, lekko rozczarowana, gdy poruszył się, a następnie szybko wstał, badając mnie wzrokiem. - Nawet nie sądziłam, że może mi się objawić anioł! - zakrzyknęłam, klepiąc go po piersi. - A tu proszę. Prawdziwy wysłannik boży, wysłany tu dla mnie specjalnie z nieba, by potępić mnie za moje grzechy. Wiedziałam, że w końcu Bóg się o mnie upomni. W końcu jestem tak niesamowicie wyjątkową osobą - przewróciłam oczami, opierając się nonszalancko o pień drzewa. - A tak właściwie, to po jakie licho skakałeś po drzewach? Masz dziesięć lat, czy jak? Nie zdziwiłabym się. Tutaj nie ma nikogo poważnego. 

Cezar?

1 komentarz:

  1. No, na razie Geneś się bardziej zachowuje jak facet w tym opowiadaniu XD

    OdpowiedzUsuń