Ledwie moja głowa dotknęła poduszki, kiedy gwałtownie się poderwałam. Na dole, najprawdopodobniej w kuchni, rozległ się jakiś głośny trzask, jakby coś metalowego spadło na podłogę. Niewiele myśląc wyskoczyłam z łóżka, jak torpeda i pognałam w tamtą stronę. Schody były moim największym przeciwnikiem, ponieważ było ciemno, a je nie można było zaliczyć do najbardziej stabilnych. Po drodze zdążyłam się prawie zabić trzy razy. W końcu stanęłam u progu kuchni, dysząc ciężko.
- Co ty, u diabła, robisz? - warknęłam, patrząc jak mój brat stoi przy piekarniku, trzymając w dłoni patelnię. Utkwił we mnie wzrok, kompletnie zszokowany. Już zdążył otworzyć buzię, kiedy mu przerwałam. - Naprawdę? Robisz jajecznicę?
- Jestem głodny... - starał się wytłumaczyć.
- Jest pieprzona czwarta w nocy! - krzyknęłam i natychmiast zaczęłam się śmiać. On również nie wytrzymał, ponieważ mi zrównał. Cała sytuacja była kompletnie absurdalna, a my byliśmy szaleni. Na swój pozytywny sposób, naturalnie. Chociaż i może trzeba byłoby któregoś z nas zamknąć w psychiatryku. Osobiście głosowałam na Christopher'a, ponieważ ja nie zamierzałam spędzić życia w pokoju bez klamek. - Och, CC. Mógłbyś być trochę ciszej? Niektórzy chcą spać...
Uśmiechnął się, jakby melancholijnie. Spojrzałam na niego pytająco.
- Dawno tak do mnie nie mówiłaś. To miłe ponownie to usłyszeć - powiedział, ciągle szczerząc się, jak jakiś pięciolatek, co pod choinkę dostał swój wymarzony prezent. Nie mogłam się oprzeć i również odwzajemniłam uśmiech. Chyba po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu. - Brakowało mi tego. Nas. Dobrych chwil, które razem spędzaliśmy. Dobrze, by było wrócić do starych czasów, nie?
- Pewnie - skinęłam głową. Wreszcie doszliśmy do jakiegoś porozumienia. Ciągłe kłótnie już okropnie mi ciążyły, więc czułam się szczęśliwa, wiedząc, że to jeszcze nie koniec. - Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym wyszła na spacer? - zapytałam tak nagle, starając się zmienić temat.
Oczy prawie wyszły mu z orbit, a uśmiech zniknął.
- Serio? Teraz? - spojrzał znacząco na zegarek. - Jeśli chcesz to idź. Nic nie powinno stać się na terenie Obozu, jednak pamiętaj, by nie wychodzić poza teren, jasne?
- Jak słońce, dziadku - podeszłam do niego z uśmiechem i pocałowałam go w policzek. - Smacznego, CC. Tylko nie zabrudź kuchni - mówiąc to, poszłam na górę, by się ubrać. Sama nawet nie rozumiałam, dlaczego akurat teraz zebrało mi się na wyjście. To było tak, jakby jakaś mistyczna siła ciągnęła mnie w tamtą stronę.... A może tylko mi się zdawało?
Jakiś czas później byłam już otoczona wywołującą nostalgię mgłą, przypominającą gęste mleko. Choć było to absurdem, ciężko oddychało mi się, "przepływając" przez nią. Widoczność była rozmazana, jednak miałam dobry wzrok, po babci, więc nie miałam z tym większego problemu. Przymrużając oczy mogłam stwierdzić nawet, ile drzew znajduje się przede mną lub jaki jest ich rodzaj. Tak zaczęła się moja gra w "zgadnij, jakie to drzewo". Nie byłam, jednak botanikiem. Nawet podchodząc bliżej, nie miałam stuprocentowej pewności, iż drzewo jest na przykład klonem, a nie czymś innym.
Zwykle ludzi nie zwracają na to uwagi, chodząc samotnie po lesie w ciemności, jednak zapach był niesamowity. O wiele lepszy, niż skoszonej trawy, czy deszczu. To był zapach nocy. Świeży i pobudzający, a jednocześnie zachęcający do położenia się na mchu i zaśnięcia. Nie miałam, jednak ochoty na sen. W sumie, spacer był właśnie jednym z powodów mojego nie-zmęczenia.
Cichy wiatr rozwiewał mi włosy, które leciały do tyłu, łaskocząc mnie w kark. Wydawało się być tak idealnie. Nic nie mogło zepsuć tej chwili, którą w kółko przeżywałam i przeżywałam. Być może moje najszczęśliwsze wspomnienia to te, na których jestem sama.
Szłam dosyć długo, kiedy głośny szelest liści powstrzymał mnie od wykonania następnego kroku. Wyraźnie czułam na sobie czyiś wzrok i nie były to tylko moje przewidzenia, byłam tego pewna. Niestety, zza krzaków nie gapiła się na mnie para czerwonych ślepi i nie wyskoczył z nich demon łaknący mojej duszy. Było za to coś znacznie gorszego. Po szeleście ciszy nastąpiła cisza. Długa, napięta cisza, wręcz nienaturalna. W lesie nigdy nie było tak cicho. To tylko potwierdziło moje przekonania, że ktoś mnie obserwuje. Ktoś, kto przepłoszył wszystkie zwierzęta i nawet wiatr. Nawet mgłę.
- Wiem, że tam jesteś! - krzyknęłam, chodząc dookoła własnej osi. Nie byłam do końca pewna, z której strony podglądacz mógł wyskoczyć, jednak chciałam być przygotowana. Moja prawda dłoń skierowała się w stronę ostrego noża ukrytego za skórzaną kurtką. Chwyciłam go, ściskając mocno. Nie bałam się. Byłam wręcz zadowolona, że te nędzne tygodnie pójdą w niepamięć, kiedy coś zacznie się dziać. - No, dalej! Wyłaź tchórzu! Chyba, że postanowiłeś już uciec na widok bezbronnej dziewczyny.
Rozległ się śmiech, niczym echo. Był chrapliwy i donośny, ale nie miałam zielonego pojęcia, z której strony mógł dobiegać. Zaczęłam kręcić się jeszcze szybciej, starając się wyłapać skądś przeciwnika. Jakim cudem on mógł widzieć mnie, kiedy ja nie widziałam jego?
Odpowiedź przybyła bardzo szybko. Uważałam się za dosyć inteligentną osobę, jednak dojście do tego zajęło mi chwilę czasu. Jeśli nie było go obok mnie to musiało oznaczać tylko jedno... Pan Demoniczny Głos najprawdopodobniej był nade mną. Nie zadarłam głowy do góry, jednak tak, jak to robią panienki na horrorach. Och, nie. Nawet nie dałam po sobie poznać, że odkryłam już jego kryjówkę.
- Wyłaź! - zacisnęłam pięści, starając się wymyślić, jak unieszkodliwić kogoś, kto jest nade mną. Ygh, tego nie uczyli na filmach akcji. Mogłabym rzucić w górę nożem, jednak prawdopodobieństwo, że bym trafiła równało się z zerem. Być może radziłam sobie w walce wręcz, ale rzucanie było zupełnie inną sprawą. Kiedy miałam dwanaście lat, starałam się dorzucić kamieniem, by rozbić szybę państwa Dickensów, bez znaczenia, dlaczego. Niechcący trafiłam całe pięć metrów dalej, w nogę ich syna. Auć.
W tej sytuacji mogłam zrobić tylko jedno... Puściłam się biegiem przed siebie. A przynajmniej starałam się, żeby wyglądało to tak, jakbym miała ochotę uciec. Parę milisekund później usłyszałam, jak za mną spada ciężkie ciało i uśmiechnęłam się triumfalnie. Głupek dał się nabrać na moją sztuczkę.
- I kto tu teraz jest tchórzem!? - odezwał się za mną męski głos, strasznie przypominający głos Batmana. Może byłoby to dziwne w tej sytuacji, jednak parsknęłam śmiechem. Nigdy nie lubiłam Batmana.
Kiedy czułam już niemal jego zimny oddech na swojej skórze, zatrzymałam się i walnęłam go mocno w twarz. Zdezorientowany, upadł na ziemię, a ja natychmiast rzuciłam się na niego, nie chcąc tracić ani sekundy. Mocno przyszpiliłam go do ziemi. Najbardziej zdziwiło mnie to, że nie miał żadnej broni. Może zwyczajnie chciał mnie nastraszyć i tyle? Dobra, nie to najbardziej mnie zdziwiło, choć z początku wcale nie zauważyłam, że gościu był klaunem. I to naprawdę, naprawdę strasznym klaunem.
- Na pewno nie ja - mruknęłam, przyglądając się uważnie jego pomalowanej twarzy. - Jezu, gościu. Halloween już było. A to bez wątpienia nie jest odpowiedni strój na imprezę - przewróciłam oczami. - Nigdy nie lubiłam klaunów. Niby tacy radośni, a chcą nas wszystkich pozabijać, nie? - jednakże mimowolnie zadrżałam. Cholera. Widziałam miliony strasznych rzeczy, jednak klauny bez wątpienia przerażały mnie najbardziej... Nie, nie teraz, Gen, powiedziałam sobie. Teraz musisz być twarda przy tym niszczycielu dzieciństwa. - O co ci chodziło? Powiedz mi dobrowolnie, czy mam ci pomóc? Błagam, wybierz drugą opcję.
I wybrał. Wybrał drugą opcję, śmiejąc mi się głośno w twarz. Zmarszczyłam brwi. Tak, stanowczo był głupi. Tak przynajmniej myślałam do czasu, aż nie wyciągnął ze swojego klaunowego buta noża i nie dźgnął mnie w nogę. Syknęłam, natychmiast z niego schodząc. Rana była naprawdę głęboka. Krew zaczęła ciec mi z nogi na ziemię, zostawiając na niej czerwone smugi.
Nie było, jednak czasu na cierpienie. Musiałam podnieść się i biec, przy okazji upuszczając nóż. I kto tu jest teraz głupi, Gen? Tak pewnie powiedziałby mój brat. Ach, ten dupek miał rację nawet, jak jej nie miał. Tak czy inaczej, musiałam biec, starając się nie zważać na ostry ból dochodzący ze strony mojej nogi. Klaunowi długo wstanie nie zajęło i szybko mnie dogonił, rzucając mną o ziemię.
- Cholera, gościu. To nie fair - tym razem to on przygniótł mnie do ziemi. Nie traciłam czasu na zbędne wyrywanie się i po prostu kopnęłam go w jego klaunowe jajka. Krzyknął cicho. - A to jest dopiero nie fair.
Wyczołgałam się z niego, przyłożyłam mu jeszcze raz w głowę i biegłam dalej. Przez chwilę było czysto, jednak po jakimś czasie znów usłyszałam jego kroki za sobą. Wbiegłam do lasu, starając się zgubić go w ciemności. Nagle poczułam pod sobą coś bardzo mokrego i spojrzałam przed siebie.
Cholera. Las łączył się z jeziorem. Nie miałam jednak wyjścia i wbiegłam w nie, odczuwając lekko ulgę na nodze. Chlupot wody za mną powiadomił mnie, że miły jegomość był już blisko. Właśnie brałam oddech, by zanurkować i starać się płynąć, jednak było już za późno.
Ostatnie, co zobaczyłam, to jak pięknie księżyc odbija się w wodzie. Tak, jakbym sama po nim chodziła. Potem było już tylko uderzenie w głowę i mrok. Moje ciało bezwiednie uniosło się na wodzie.
Jakiś czas później byłam już otoczona wywołującą nostalgię mgłą, przypominającą gęste mleko. Choć było to absurdem, ciężko oddychało mi się, "przepływając" przez nią. Widoczność była rozmazana, jednak miałam dobry wzrok, po babci, więc nie miałam z tym większego problemu. Przymrużając oczy mogłam stwierdzić nawet, ile drzew znajduje się przede mną lub jaki jest ich rodzaj. Tak zaczęła się moja gra w "zgadnij, jakie to drzewo". Nie byłam, jednak botanikiem. Nawet podchodząc bliżej, nie miałam stuprocentowej pewności, iż drzewo jest na przykład klonem, a nie czymś innym.
Zwykle ludzi nie zwracają na to uwagi, chodząc samotnie po lesie w ciemności, jednak zapach był niesamowity. O wiele lepszy, niż skoszonej trawy, czy deszczu. To był zapach nocy. Świeży i pobudzający, a jednocześnie zachęcający do położenia się na mchu i zaśnięcia. Nie miałam, jednak ochoty na sen. W sumie, spacer był właśnie jednym z powodów mojego nie-zmęczenia.
Cichy wiatr rozwiewał mi włosy, które leciały do tyłu, łaskocząc mnie w kark. Wydawało się być tak idealnie. Nic nie mogło zepsuć tej chwili, którą w kółko przeżywałam i przeżywałam. Być może moje najszczęśliwsze wspomnienia to te, na których jestem sama.
Szłam dosyć długo, kiedy głośny szelest liści powstrzymał mnie od wykonania następnego kroku. Wyraźnie czułam na sobie czyiś wzrok i nie były to tylko moje przewidzenia, byłam tego pewna. Niestety, zza krzaków nie gapiła się na mnie para czerwonych ślepi i nie wyskoczył z nich demon łaknący mojej duszy. Było za to coś znacznie gorszego. Po szeleście ciszy nastąpiła cisza. Długa, napięta cisza, wręcz nienaturalna. W lesie nigdy nie było tak cicho. To tylko potwierdziło moje przekonania, że ktoś mnie obserwuje. Ktoś, kto przepłoszył wszystkie zwierzęta i nawet wiatr. Nawet mgłę.
- Wiem, że tam jesteś! - krzyknęłam, chodząc dookoła własnej osi. Nie byłam do końca pewna, z której strony podglądacz mógł wyskoczyć, jednak chciałam być przygotowana. Moja prawda dłoń skierowała się w stronę ostrego noża ukrytego za skórzaną kurtką. Chwyciłam go, ściskając mocno. Nie bałam się. Byłam wręcz zadowolona, że te nędzne tygodnie pójdą w niepamięć, kiedy coś zacznie się dziać. - No, dalej! Wyłaź tchórzu! Chyba, że postanowiłeś już uciec na widok bezbronnej dziewczyny.
Rozległ się śmiech, niczym echo. Był chrapliwy i donośny, ale nie miałam zielonego pojęcia, z której strony mógł dobiegać. Zaczęłam kręcić się jeszcze szybciej, starając się wyłapać skądś przeciwnika. Jakim cudem on mógł widzieć mnie, kiedy ja nie widziałam jego?
Odpowiedź przybyła bardzo szybko. Uważałam się za dosyć inteligentną osobę, jednak dojście do tego zajęło mi chwilę czasu. Jeśli nie było go obok mnie to musiało oznaczać tylko jedno... Pan Demoniczny Głos najprawdopodobniej był nade mną. Nie zadarłam głowy do góry, jednak tak, jak to robią panienki na horrorach. Och, nie. Nawet nie dałam po sobie poznać, że odkryłam już jego kryjówkę.
- Wyłaź! - zacisnęłam pięści, starając się wymyślić, jak unieszkodliwić kogoś, kto jest nade mną. Ygh, tego nie uczyli na filmach akcji. Mogłabym rzucić w górę nożem, jednak prawdopodobieństwo, że bym trafiła równało się z zerem. Być może radziłam sobie w walce wręcz, ale rzucanie było zupełnie inną sprawą. Kiedy miałam dwanaście lat, starałam się dorzucić kamieniem, by rozbić szybę państwa Dickensów, bez znaczenia, dlaczego. Niechcący trafiłam całe pięć metrów dalej, w nogę ich syna. Auć.
W tej sytuacji mogłam zrobić tylko jedno... Puściłam się biegiem przed siebie. A przynajmniej starałam się, żeby wyglądało to tak, jakbym miała ochotę uciec. Parę milisekund później usłyszałam, jak za mną spada ciężkie ciało i uśmiechnęłam się triumfalnie. Głupek dał się nabrać na moją sztuczkę.
- I kto tu teraz jest tchórzem!? - odezwał się za mną męski głos, strasznie przypominający głos Batmana. Może byłoby to dziwne w tej sytuacji, jednak parsknęłam śmiechem. Nigdy nie lubiłam Batmana.
Kiedy czułam już niemal jego zimny oddech na swojej skórze, zatrzymałam się i walnęłam go mocno w twarz. Zdezorientowany, upadł na ziemię, a ja natychmiast rzuciłam się na niego, nie chcąc tracić ani sekundy. Mocno przyszpiliłam go do ziemi. Najbardziej zdziwiło mnie to, że nie miał żadnej broni. Może zwyczajnie chciał mnie nastraszyć i tyle? Dobra, nie to najbardziej mnie zdziwiło, choć z początku wcale nie zauważyłam, że gościu był klaunem. I to naprawdę, naprawdę strasznym klaunem.
- Na pewno nie ja - mruknęłam, przyglądając się uważnie jego pomalowanej twarzy. - Jezu, gościu. Halloween już było. A to bez wątpienia nie jest odpowiedni strój na imprezę - przewróciłam oczami. - Nigdy nie lubiłam klaunów. Niby tacy radośni, a chcą nas wszystkich pozabijać, nie? - jednakże mimowolnie zadrżałam. Cholera. Widziałam miliony strasznych rzeczy, jednak klauny bez wątpienia przerażały mnie najbardziej... Nie, nie teraz, Gen, powiedziałam sobie. Teraz musisz być twarda przy tym niszczycielu dzieciństwa. - O co ci chodziło? Powiedz mi dobrowolnie, czy mam ci pomóc? Błagam, wybierz drugą opcję.
I wybrał. Wybrał drugą opcję, śmiejąc mi się głośno w twarz. Zmarszczyłam brwi. Tak, stanowczo był głupi. Tak przynajmniej myślałam do czasu, aż nie wyciągnął ze swojego klaunowego buta noża i nie dźgnął mnie w nogę. Syknęłam, natychmiast z niego schodząc. Rana była naprawdę głęboka. Krew zaczęła ciec mi z nogi na ziemię, zostawiając na niej czerwone smugi.
Nie było, jednak czasu na cierpienie. Musiałam podnieść się i biec, przy okazji upuszczając nóż. I kto tu jest teraz głupi, Gen? Tak pewnie powiedziałby mój brat. Ach, ten dupek miał rację nawet, jak jej nie miał. Tak czy inaczej, musiałam biec, starając się nie zważać na ostry ból dochodzący ze strony mojej nogi. Klaunowi długo wstanie nie zajęło i szybko mnie dogonił, rzucając mną o ziemię.
- Cholera, gościu. To nie fair - tym razem to on przygniótł mnie do ziemi. Nie traciłam czasu na zbędne wyrywanie się i po prostu kopnęłam go w jego klaunowe jajka. Krzyknął cicho. - A to jest dopiero nie fair.
Wyczołgałam się z niego, przyłożyłam mu jeszcze raz w głowę i biegłam dalej. Przez chwilę było czysto, jednak po jakimś czasie znów usłyszałam jego kroki za sobą. Wbiegłam do lasu, starając się zgubić go w ciemności. Nagle poczułam pod sobą coś bardzo mokrego i spojrzałam przed siebie.
Cholera. Las łączył się z jeziorem. Nie miałam jednak wyjścia i wbiegłam w nie, odczuwając lekko ulgę na nodze. Chlupot wody za mną powiadomił mnie, że miły jegomość był już blisko. Właśnie brałam oddech, by zanurkować i starać się płynąć, jednak było już za późno.
Ostatnie, co zobaczyłam, to jak pięknie księżyc odbija się w wodzie. Tak, jakbym sama po nim chodziła. Potem było już tylko uderzenie w głowę i mrok. Moje ciało bezwiednie uniosło się na wodzie.
Ciąg dalszy nastąpi...
Następna część: Z baz nigdy się nie wyrasta
Świetne! Nie wiem, czy zdążysz z następną częścią, bo rozstrzygnięcie konkursu już jutro. :3
OdpowiedzUsuńJa nie zdążę? :D
OdpowiedzUsuń