Jak raz od czasu przyjazdzu do obozu nie miałem koszmarów i zapowiadało się na spokojnie przespaną noc, akurat wtedy ktoś z moich współlokatorów musiał mieć zły sen zamiast mnie. Z pustki, która o dziwo mnie zaspokajała, wyrwał mnie krzyk przepełniony przerażeniem i bólem. Jako iż jestem osobą troskliwą, za co teraz miałem ochotę strzelić sobie w łeb, moja natura kazała mi iść sprawdzić co się z kim stało i czy mogę jakoś pomóc.
Po wyjściu z pokoju, ruszyłem do najbliższych drzwi, za którymi nikogo nie było, podobnie jak i za następnymi. Za trzecimi ujrzałem spokojnie śpiącą współlokatorkę, co oznaczało, że osobą, która krzyczała, był Cezar. Skierowałem się więc w stronę drzwi, za którymi często znikał. Poprawiłem włosy, które w nieładzie spadały na moje oczy, a następnie zapukałem. Nie czekając na odpowiedź, wszedłem powoli, zastając spoconego chłopaka, który ciężko oddycha. Gdy znalazłem się w pokoju, zamknąłem drzwi, popychając je plecami i szurając stopami, przyślizgałem się do Cezara. Znałem jego imię, bo jednak warto znać swoich współlokatorów, a poza tym jest dosyć rozpoznawalny w naszym obozie i często o nim mówią.
- Wsz-szystko dobrze?- spytałem cichutko, gładząc delikatnie koniec jego pościeli. Chłopak nie odpowiedział, jedynie pokiwał głową rzucając mi spojrzenie mówiące abym zostawił go w spokoju. Nie miałem zamiaru tego robić nie chciałem by znowu miał koszmary, nie tylko dlatego bo znowu mógłby obudzić mnie swoim krzykiem, ale dlatego że nie chciałem żeby cierpiał.
- Możesz już wyjść, nic mi nie będzie- mruknął odwracając głowę i znowu się kładąc. Szedłem z tego łóżka tylko po to aby pójść na fotel obok. Cezar spojrzał na mnie z uniesioną brwią, jednak nic nie odpowiedział i przewrócił się na drugi bok. Uśmiechnąłem się. Nic nie powiedział, przez co uznałem że nie ma nic przeciwko temu bym tu został, a tak szczerze, to może ja też nie będę miał koszmarów.
- Po co to robisz?- spytał nagle, przerywając ciszę, która trwała już jakiś czas.
- Bo mi nikt nie chciał pomóc gdy miałem koszmary...- wyszeptałem, nawet nie narzekając na to jak zimno mi jest. Jedynie mocniej objąłem się ramionami...
Około pół godziny później, chłopak wstał z łóżka i wyszedł. Gdy wrócił, wycierał mokre włosy, co znaczyło, że po złym śnie, po prostu chciał zażyć zimnej kąpieli. Rozumiem go. Gdy już miał położyć się na swoim łóżku odwrócił się do szafki i wyciągnął z niej ciemny koc, by po upewnieniu się, że "śpię", przykryć mnie całego.
- Jesteś dziwny- nieco się speszyłem, bo co prawda, to prawda, narzuciłem mu się. Na jego miejscu, wyrzuciłbym już mnie z pokoju, a on zamiast tego mnie przykrył. Więcej już się nie odezwał, słychać jedynie było jak idzie w stronę łóżka i wręcz się na nie rzuca. Mocniej okryłem się kocykiem, starając się zachować więcej ciepła i zasnąłem po dziesięciu minutach, czując niesamowite zmęczenie, które jeszcze chwilę temu nie było odczuwalne.
***
Obudził mnie dźwięk gołych stóp, które uderzały o podłogę, co oznaczało, że chłopak już szwęda się po pokoju. Otworzyłem oczy, przeciągając się leniwie, bo szczerze byłem okrutnie niewyspany, prawie jak zawsze. Spojrzałem na bruneta. Właśnie wciągał na siebie jakąś koszulkę. Wstałem, wyciągając się następnie w górę. Spanie na małym foteli nie należy do moich ulubionych rzeczy. Ba, nienawidzę być wygięty jak paragraf.
- Przepraszam, że się tak wprosiłem- mruknąłem cicho, jednak tak, aby to usłyszał. Nie odpowiedział, jedynie poprawił koszulkę i "przeprasował" ją dłońmi. Uznałem to za koniec rozmowy i wyszedłem z pokoju, zamykając przy tym drzwi najdelikatniej jak potrafiłem.
Nasza współlokatorka jeszcze nie wstała, więc podreptałem do łazienki i po szybkim orzeźwieniu się, oraz przebraniu, pobiegłem do kuchni, przy czym prawie wyrżnąłem się na jakimś progu. Na szczęście utrzymałem równowagę i dalszą drogę wolno przeszedłem. Usiadłem przy stole, myśląc co zrobić na śniadanie, ale znając moje umiejętności, skończylibyśmy z domem w formie popiołu. Mogłem zrobić kanapki. Jednak gdybym zaciął się, przypominałoby to raczej odcięcie połowy palca. Postanowiłem więc zjeść zwykłe jabłko, mimo iż nim mogę się zadławić...
(Cezar? Weno, gdzieś ty?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz