niedziela, 29 listopada 2015

Od Genevieve do Avery'ego

Spojrzałam na dom, w którym spędziłam naprawdę dużo czasu. W większości, nie wychodząc z niego. Teraz miałam go opuścić, przeprowadzić się. Było mi trochę żal Christophera. No, bo jak mój kochany braciszek mógłby sobie poradzić beze mnie? W głębi duszy miałam nadzieję, że będzie błagał, bym została, ale wiedziałam też, że ostatnio nasze relacje są napięte i lepiej będzie, jeśli od siebie odpoczniemy. 
- Masz wszystko? - zapytał, opierając się o drewnianą barierkę. - Jak chcesz to mogę pomóc ci przenieść twój niesamowicie wielki dobytek - uniósł brwi, patrząc znacząco na dwa wielkie pudła z napisem "Książki".

- Dzięki, CC, ale dam sobie radę - położyłam jedno pudło na drugie i starałam się je unieść. Jakimś cudem dałam radę, jednak po chwili przypomniałam sobie, że mam jeszcze dwie ogromne torby do przeniesienia. Postawiłam pudła. - Albo wiesz, co? Przejdę się dwa razy.
- Naprawdę mogę... - zaczął, jednak szybko mu przerwałam.
- Nie, nie. Spacer dobrze mi zrobi - mówiąc to, podniosłam torby. Cholera. Razem ważyły jakieś czterdzieści kilo. To było stanowczo za dużo, szczególnie, że mój nowy dom znajdował się po drugiej stronie Obozu. Niestety, byłam niezwykle uparta i narażałam się na rozerwane ścięgno, byleby tylko nie przyjmować pomocy od starszego brata. - Leciutkie - uśmiechnęłam się wymuszenie i ruszyłam.
Najpierw musiałam zejść ze schodów, na których potknęłam się chyba trzy razy. Na dole odwróciłam się i zobaczyłam, jak Chris przygląda mi się ze śmiechem. Gdyby nie to, że miałam zapchane ręce, pokazałabym mu środkowy palec. Ależ z niego dupek, pomyślałam.
Gdy odeszłam na tyle daleko, że zniknęłam za drzewami i Christopher nie mógł mnie już zobaczyć, rzuciłam torby na ziemię dysząc ciężko. Usiadłam, opierając się o pień drzewa. Cholera, to naprawdę było ciężkie. Nie przeszłam nawet kilometra, a już byłam zmęczona jak koń pociągowy. Uznałam, że odpocznę tam sobie chwilę, po czym ruszę w dalszą drogę. 

Dotarcie do mojego nowego domu zajęło mi około godziny. Jednak oglądając go, stwierdziłam, iż stanowczo było warto. Był wspaniały, chociaż nader wysokie schody jakoś do mnie nie przemawiały. Koniecznie musiałam wszędzie porozwieszać zasłony, ponieważ budynek był prawie całkowicie oszklony. Cóż, więcej światła dla mnie. Na tych terenach i tak chyba rzadko pałętali się ludzie.
Zauważyłam, że mój pies, którego tak na marginesie ostatnio zaniedbywałam, więc włóczył się bez sensu, już na mnie czekał. Eddie zamerdał swoim ogonkiem i podbiegł do mnie. Niby taki mały mops, a zwalał z nóg. Dosłownie. Przewróciłam oczami, niezgrabnie go omijając.
- Wybacz, słonko, ale teraz muszę wnieść rzeczy - kiedy wreszcie dotarłam na górę, otworzyłam mu drzwi kluczem, który wczoraj dostałam. - Proszę, pozwiedzaj sobie. I pilnuj moich rzeczy - odłożyłam torby i bez pośpiechu ruszyłam z powrotem do starego domu po pudła z książkami.

- Trochę to trwało - zauważył CC, przeglądając jedną z moich książek. Ze zgrozą zauważyłam, że jedno z pudeł było otwarte. Burknęłam coś cicho pod nosem, wyrywając mu książkę. - No, ej!
- Mógłbyś, z łaski swojej, zostawić moje rzeczy w spokoju? - zaczęłam ponownie pakować książkę do pudła, jednak nie chciało już mi się ponownie go zaklejać. Jakoś dam radę, pomyślałam. - Dzięki za pomoc przy pakowaniu i w ogóle, ale już sama dam sobie radę - odstawiłam pudło i stanęłam przed nim twarzą w twarz. - Będzie mi ciebie nawet brakować. Ale tylko trochę.
- Jasne. Mi ciebie też - zaśmiał się i przytulił mnie. Było to trochę niezręczne, ale odwzajemniłam uścisk, klepiąc go lekko po plecach nie byłam osobą, która specjalnie lubiła się przytulać. 
- Dobra, dobra - uśmiechnęłam się lekko. - Muszę lecieć - pomachałam mu, wzięłam pudła i ruszyłam przed siebie. Były nawet cięższe od torb, ale tym razem starałam się nie narzekać. 
Wchodząc do lasu, odwróciłam się jeszcze trochę. Chris ciągle tam stał. Przewróciłam oczami i ruszyłam w dalszą drogę. Nie zaszłam, jednak nawet połowy, kiedy nagle potknęłam się o korzeń i książki z jednego pudła, tego co był rozklejony, wyleciały na ziemię.
- Kurwa - mruknęłam, starając się je zbierać.
Nagle zauważyłam, że ktoś przechodzi obok. Zmrużyłam gniewnie oczy, patrząc na nieznajomego faceta.
- Mógłbyś łaskawie pomóc? - burknęłam. 

Avery?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz