Poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie w twarz kowadłem. Co prawda, nigdy nikt mnie nim nie uderzył, ale bez wątpienia mogłam przypuszczać, iż ból był niesamowicie nieznośny. Tak właśnie się czułam, tyle, że psychicznie. Moja dusza była również wymęczona tymi ciągłymi kłótniami z bratem, nawet jeśli starałam się im zapobiec. Nie mogłam, jednak zwalać winy na jego. Był troskliwym człowiekiem, mimo swoich wad, i nigdy nie podniósł pierwszy głosu. Być może nie byłam jeszcze na tyle dojrzała i zachowałam syndrom zbuntowanej nastolatki. On jednak nie był moim ojcem. Był moim bratem, co oznaczało, że powinien wiedzieć, jak postawić się w mojej sytuacji. Cóż, nie wiedział. Nie rozumiał, jak to jest być tym drugim mniej kochanym dzieckiem, a mimo to szaleńczo tęsknić za rodzicami, którzy czasem wręcz mnie ignorowali.
Kiedy po kolejnej z kłótni, wyszłam z domu, niczym torpeda, natychmiast pożałowałam swojego wyboru. Po raz kolejny. Powinnam była zostać i uspokoić sytuację. Ale czy potrafiłabym? To Christopher zawsze był tym spokojnym, którzy wszystko potrafi naprawić. Najczęściej po tym, jak coś zepsułam.
Poczułam uścisk na ramieniu. Odwróciłam się w tamtą stronę i zmierzyłam wściekłym spojrzeniem Cezara, a potem wyrwałam się i ruszyłam przed siebie. Czułam na swoich plecach wzrok i jego i Christophera. Ten pierwszy, na moje nieszczęście, poszedł za mną.
- Czy coś się stało? - zapytał, trzymając bezpieczną odległość. Myślał pewnie, iż byłam niestabilna psychicznie, wręcz szalona. Jakbym była chodzącą bombą zegarową i w każdej chwili mogłabym wybuchnąć, zabijając wszystkich dookoła. Być może było w tym ziarno prawdy. Ale tylko ziarno. W środku nie czułam nawet złości, tylko irytację. I całą masę zimnej obojętności.
Gdy byliśmy już wystarczająco daleko od mojego domu, zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam się, obrzucając Cezara jednoznacznym spojrzeniem, które świadczyło, iż nie jest mile widziany.
- Czego ode mnie chcesz? - powiedziałam nad wyraz spokojnie. - Mam u ciebie jakiś dług do spłacenia, czy jak? Jeśli mnie zobaczysz, to nie znaczy od razu, że musisz za mną iść. Ja naprawdę mam cię dość, człowieku. Weź sobie na wstrzymanie.
Cezar?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz