sobota, 31 października 2015

Od Davida - C.D. historii Katheriny

- David. - odwzajemniłem uśmiech.
- Gdzie ja teraz jestem? - spytała, z roztargnieniem rozglądając się po pokoju.
- Aktualnie, to w moim domku. Ale i tak prędzej, czy później byś się tu znalazła, bo słyszałem, że mam mieć współlokatorkę. - zaśmiałem się lekko.
- Czyli...To jest mój pokój?
- Na to wychodzi. - skinąłem głową. - Może jeszcze sobie odpoczniesz, co? Gdyby coś się działo, to jestem w salonie. - powiedziałem zamykając okno. Dziewczyna niepewnie pokiwała głową i położyła się do łóżka. Zamknąłem drzwi zostawiając ją samą. Co mogłem o niej powiedzieć na pierwszy rzut oka? Tak naprawdę, to nic. Czułem, że kryje się w niej jakaś tajemnica. Usiadłem na kanapie i wyciągnąłem spod stolika książkę, którą ostatnio zacząłem. Coś o efektach motyla. Bardzo ciekawa lektura. Nawet nie zauważyłem, jak szybko mija mi czas. Po około dwóch godzinach drzwi od pokoju Kath otworzyły się, a dziewczyna wyszła i usiadła obok mnie.
- Co czytasz? - spytała zaspanym głosem.
- ''Efekt motyla''. - uśmiechnąłem się pokazując na okładkę, po czym włożyłem zakładkę między strony i położyłam książkę na stoliku. - No, dobrze. To teraz może powiedz mi, co robiłaś nocą w lesie?
- Ja? Po prostu wracałam do obozu...- wytłumaczyła odwracając wzrok.
- W takich momentach cieszę się, że mam nocne warty. - mrugnąłem do niej i poprawiłem okulary.
- A co z tymi zombie? - zapytała przyglądając mi się.
- O nich nie musisz się już martwić. - wstałem i skierowałem się do kuchni. - Masz może ochotę na jeszcze jedną herbatę? Jest już trochę chłodno, więc...
- Jasne. - odparła.
Zagotowałem wodę i zalałem dwie, czarne herbaty. Po kilku minutach wróciłem z nimi do pokoju.

Katherina? Wybacz, że takie krótkie.

piątek, 30 października 2015

Od Katheriny do Davida

Biegnę przed siebie. Znaczy się próbuję. Pokrowiec z gitarą i torba znacznie utrudniają mi poruszanie się. Jest bardzo ciemno. Brakuje tylko jeszcze burzy z piorunami. Za mną wlecze się gromadka "zombie". Nie są zbyt szybcy, ale ja nie jestem uzbrojona. Nawet małego nożyka, a wiedziałam, że czegoś zapomniałam. Nie spodziewałam się, że tak ważna rzecz wyleci mi z głowy. Nie wiem co się ze mną dzieje. Śmierć siostry była najgorszą rzeczą jaka mi się przytrafiła. Właśnie z tego powodu zdecydowałam się dołączyć do obozu. Gdybym..gdybym wtedy nie była taka bezmyślna ona byłaby tu ze mną. Chmara przybliżała się do mnie ze znaczną prędkością. Damn. Co ja teraz zrobię? Zauważyłam jakąś postać. Podbiegłam do niej, a raczej do niego gdyż dana osoba okazała się być chłopakiem. Nogi się pode mną ugięły przez co wpadłam na nieznajomego.
- Pomóż, proszę. - zrobiło mi się ciemno przed oczami...
Obudziłam się w łóżku. Złapałam się za głowę. Powoli zaczęłam przypominać sobie co się stało. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej objęłam je rękami i oparłam o nie podbródek. Obok stała moja gitara i torba. Wstałam niepewnie oglądając pokój. Nie za duży nie za mały.. w stonowanych kolorach z wielkim oknem i siedziskiem w miejscu gdzie powinien się znajdować parapet. Wymarzony pokój większości nastolatek. Otworzyłam okno wpuszczając do środka zimne powietrze. Odwróciłam się. W drzwiach stał chłopak. Miał brązowe włosy. Na jego nosie spoczywały okulary w czarnych oprawkach...
- Myślałem, że jeszcze śpisz.-powiedział podając mi parujący kubek z herbatą.
- Dziękuję. Gdyby nie Ty... - zaczęłam.
- Nic takiego. - machnął ręką.
- Jestem Kathe...Kath. - uśmiechnęłam się słabo.

David? Następnym razem będzie lepsze, obiecuję.

czwartek, 29 października 2015

Katherina Rivers

Katherina Rivers | 19 lat | Lekarz

wtorek, 27 października 2015

Od Cezara - C.D. Historii Sophie

- Nie jestem zbyt ciekawym tematem rozmów - stwierdziłem biorąc łyk herbaty
- Zawsze to coś nowego -  odpowiedziała nie zniechęcając się
- Niewiele pamiętam - powiedziałem nadaj próbując uciec od tego tematu
- Tak? Przecież to chyba nie było aż tak dawno... - powiedziała i po chwili dodała - chyba
- Powiedzmy, że za mocno uderzyłem się w głowę i część wspomnień mi uciekło - powiedziałem z uśmiechem, którym miałem nadzieję ukryć to, że nie chce poruszać tego tematu.
Z reguły kiedy ktoś widzi twoją niechęć do rozmowy o czymś tym bardziej drąży ten temat.
- Ooo. Przepraszam. Nie wiedziałam - przeprosiła bardziej za złe sformułowanie pytania niż za poruszenie tematu.
- E tam - zlekceważyłem to machnięciem ręki - Po prostu mam mniej rzeczy do opowiadania
- Niech będzie, więc co pamiętasz? - zapytała
- Miałem brata - odpowiedziałem krótko
- O, fajnie, ja mam siostrę, starszy/młodszy? - złapała temat
- Starzy, 10 lat - herbaty zostało nam już jedynie po pół kubka
Pokiwała głową na znak, że rozumie.
- Pamiętasz jak się nazywał?
- Lucas - odpowiedziałem prawie bez zastanowienia
- A..., ten..., no... - chciała widocznie zadać mi kolejne pytanie jednak coś ją krępowało
- No? - ponagliłem ją nieco
- Pamiętasz swoich rodziców? - zapytała
Milczałem chwilę nie wiedząc czy powiedzieć jej prawdę.
- Nie - odpowiedziałem krótko, w końcu decydując się skłamać
Chyba mi się to udało ponieważ nie drążyła tematu. Okropny ze mnie kłamca ale widocznie jak chce to potrafię.
- Może lepiej zmieńmy temat - zaproponowała
- Tak, dobry pomysł - przytaknąłem
- Czym się interesujesz? - trochę zaczęła robić z tego przesłuchanie ale zbytnio mi to nie przeszkadzało
- Niczym ciekawym - zapewniłem po czym zauważyłem, że nasze kubki są puste i postanowiłem skorzystać z okazji - A teraz ja pójdę zrobić herbatę i ty mi się wyspowiadasz - powiedziałem, puściłem jej oczko po czym zabrałem oba kubki i ruszyłem do kuchni.


< Sophie? >

Zapraszam!

Zapraszam wszystkich, którzy właśnie teraz czytają tego posta na tego oto bloga. Przeczytaj, zaobserwuj, wklej banner na prezentację, podaj dalej, czy co tam chcesz xd Został stworzony przez micasę (Leena & Sophie, jeśli ktoś się nie skapnął). Tak więc jeszcze raz zapraszam i zachęcam do czytania :) http://losos-rybny.blogspot.com/


poniedziałek, 26 października 2015

Od Sophie - CD historii Cezara

- Możemy - wzruszam ramionami, jeszcze raz rzucając okiem na pogrążającą się w mroku ścieżkę przed nami. Może tu już być niebezpiecznie, a mi się szczerze nie uśmiecha bycie rozszarpaną przez zombie. Mimo wszystko nie chcę ulec rutynie i chyba właśnie dlatego proponuję Cezarowi odwiedzenie mnie. Nie, żeby nudziło mnie towarzystwo Leeny i Lucasa, ale pewnie i tak nich nie będzie. Moja siostrunia na sto procent teraz włóczy się gdzieś tu, po lesie, wspinając się na drzewa i zbierając jagody w krzakach pod nimi. Jak tylko wróci do domu, jako dobra starsza siostra okrzyczę ją, dając wykład o bezpieczeństwie.
Otwieram drzwi naszego dość sporego mieszkanka, zapraszając chłopaka do środka. Wchodzi, dyskretnie się rozglądając, a ja, jako dobra domowniczka, tradycyjnie proponuję mu kawę lub herbatę. Jak przypuszczałam, oprócz nas nie ma nikogo więcej w domu, więc cieszę się z wizyty Cezara. Idę do kuchni zrobić ciepłą herbatę owocową i przynoszę parę sucharów. Jak na te warunki to rarytas.
Siadam na kanapie obok chłopaka i popijam herbatę, po czym kaszlę.
- Jestem przeziębiona - stwierdzam i okrywam się kocem. Po chwili jednak ganię się w myśli za takie niepotrzebne wypowiedzi. - Opowiesz mi coś o sobie?


Cezar? Przepraszam, że krótkie :P

Od Davida - CD historii Leeny

- Piękna. - odparłem bliżej przyglądając się pracy. - Nigdy bym czegoś takiego nie namalował.
- Trochę ćwiczeń i by ci się udało. - zaśmiała się dziewczyna ponownie wieszając obraz na ścianie.
- Nie sądzę, nigdy nie miałem do tego talentu. - stwierdziłem również się śmiejąc. - To co, wychodzimy?
- Jasne. - Leena otworzyła drzwi i we dwójkę wyszliśmy na dwór. Niebo już pociemniało, pojawiły się pierwsze gwiazdy. Ruszyliśmy ścieżką przez las, wiał ciepły wiatr, pogoda była idealna. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Nagle zauważyłem na niebie błysk.
- Patrz, spadająca gwiazda! - wskazałem na niebo w idealnej chwili. Gwiazda zaświeciła się lekko i zniknęła w ciemności.
- Cudowna...- wyszeptała dziewczyna nadal wpatrując się w niebo.
- Pomyślałaś życzenie? - spytałem uśmiechając się.

Leena? Przepraszam, że takie krótkie, ale wena zginęła :')

niedziela, 25 października 2015

Od Davida - CD historii Genevieve

Objąłem dziewczynę ramieniem, co ku mojemu zdziwieniu nie spotkało się ze sprzeciwem. 
- Rozumiem Cię. - westchnąłem. - Pochodzę z wielodzietnej rodziny. Matka harowała, a ojciec chlał. Nie raz pokłóciłem się z nim tak bardzo, że pijany wyrzucał mnie za drzwi. Musiałem nocować u przyjaciół. Naprawdę nie masz za co dziękować.
Gen spojrzała na mnie oszklonymi oczami.
- Nie wiedziałam...- wyszeptała.
- Skąd mogłaś wiedzieć? - uśmiechnąłem się ciepło wstając z łóżka. - No dobrze, koniec smutków. Na stoliku masz herbatę, więc prosiłbym o wypicie całej, co do kropli, póki jeszcze jest ciepła. Potem kładź się spać, jeśli jesteś chora, to musisz dużo odpoczywać. Ja postaram się jeszcze przeszukać apteczkę, może znajdę jakieś leki na przeziębienie.
- W porządku. - Genevieve kiwnęła głową i chwyciła za kubek. Uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju. No cóż, czekała mnie noc na kanapie. Odpaliłem ogień w kominku i tak jak planowałem wziąłem się za przeglądanie zawartości apteczki. Znalazłem w niej kilka tabletek do ssania, syrop i tabletki przeciwzapalne. Powinno wystarczyć. Z wszystkimi lekami poszedłem do sypialni. 
- Została ci jeszcze? - spytałem wskazując na herbatę.
- Mhm. 
- To trzymaj, łyknij sobie. - wsypałem na dłoń dziewczyny cztery kolorowe pastylki. Poczekałem, aż je połknie i wyjąłem syrop. 
- Jeszcze łyżeczka tego i już cię nie męczę. - uśmiechnąłem się wręczając dziewczynie buteleczkę. 

Genevieve?

Od Cezara - C.D. historii Sophie

- Myślę, że masz racje, ale ja i tak wolę zimę - odpowiedziałem pełen przekonania
- Niby czemu? Czarno-biała, nudna, szara, zimna. Paskudztwo - powiedziała z niesmakiem
- Ale nie ma robali - stwierdziłem całkiem poważnie na co Sophie zaśmiała się cicho
- Co? Nie lubisz ich? - zapytała lekko rozbawiona
- No, trudno je lubić, są obrzydliwe, te przebierające odnóża, obrzydliwe głowy, no proszę Cię - dałem zbyt dokładny opis owadów, za który ich fani pewnie teraz mnie znienawidzą
- Znaczy, nie mówię, że się nie zgadzam ale raczej faceci nie mówią takich rzeczy - zauważyła
- Czyli twierdzisz, że jestem mało męski? - zapytałem starając się utrzymać powagę i wyrazić jak bardzo mnie uraziła
- Ależ skąd tylko... - zaczęła jednak jej przerwałem
- Tylko nie masz argumentu - dokończyłem pokazując jej język
Wzruszyła ramionami bezradnie.
- Coś bym znalazła gdybyś mi nie przerywał - odgryzła się
Wywróciłem oczami.
- Okej, przestań tylko winny się tłumaczy - zauważyłem
Szliśmy tak dłuższą chwilę rozmawiając właściwie o niczym, rozmowa do niczego nie prowadziła ale to nie oznaczało, że nie była nudna.
- Może czas już wracać - zaproponowałem bo na rozmowie mogła zejść nam już nawet godzina.

< Sophie?>


Od Leeny - CD historii Christophera

Uśmiechnęłam się szeroko.
- To bardzo fajnie. Pogadamy jeszcze chwilkę. - zaproponowałam, w sumie to nie czekając na odpowiedź. Oparłam się i zamknęłam oczy. Może i bym zasnęła, gdyby do domku nie weszła Soso. Przez ułamek sekundy dostrzegłam zdziwienie na jej twarzy, widząc mnie w towarzystwie Chrisa. Wstałam pospiesznie i chrząknęłam.
- O, hej, Sophie - zachichotałam nerwowo - Poznaj Christophera, mojego - obejrzałam się za siebie - Przyjaciela.
Moja siostra zmierzyła go poważnym wzrokiem, po czym jej twarz rozpogodził delikatny, śliczny uśmiech, którym zawsze uwodzi chłopaków.
- Witaj, jestem Sophie. Miło mi cię poznać - podeszła do niego i podała mu rękę, a po krótkiej wymianie zdań zaszyła się w swojej sypialni. I tak wiedziałam, że nie będzie spać, tylko czytać. Sen nie jest w jej typie.
Popatrzyłam jeszcze chwilę na zamknięte już drzwi od jej pokoju, po czym znów usiadłam na kanapie.
- Ach, Sophie. Jak dobrze, że chociaż ona mi została... - westchnęłam - Zawsze się z nią świetnie dogaduję, chociaż tak się różnimy. Ty też jesteś trochę inny, niż Genevieve, prawda? - wykrzywiłam kąciki ust w uśmiechu - Ale widać, że ją kochasz. Nie rozumiem ludzi, którzy nie doceniają swojego rodzeństwa. Brakuje im ich dopiero, gdy ich straci... - przypomniałam sobie tych wszystkich ludzi zawsze użalających się nad bratem czy siostrą. To dla mnie nieprawdopodobnie głupie.


Chris? :P





Od Sophie - CD historii Cezara

Słucham monologu Cezara przez parę minut, co jakiś czas przytakując. Obawiam się, że wyglądam na nieco znudzoną, ale wcale tak nie jest. Całkiem podoba mi się charakter chłopaka, chociaż nigdy wcześniej nie darzyłam zbytnią sympatią ludzi tak wygadanych. Cóż... On potrafi zaciekawić, nawet gadając o takim banalnym temacie, jak pogoda.
- Masz jakieś szczególne zainteresowania? - pyta nagle, rozwiewając moje przemyślenia.
Wzruszam lekko ramionami. Nie wiem, co odpowiedzieć.
- W sumie to nie mam naprawdę ciekawych zainteresowań - wzdycham - Lubię czytać. I w ogóle się uczyć. Nie pogardzę też jazdą konną. - wysilam się na dłuższą wypowiedź, przychodzi mi to z niemałym trudem. Co sprawia, że tak ciężko jest mi przekonać kogoś do mojej osoby? Ja jestem naprawdę miła. I przyjacielska. I życzliwa. O ile te trzy przymiotniki nie oznaczają tego samego.
- Długo jeździłaś konno?
- Tak ze cztery lata - sięgam w szare odmęty mojej pamięci - Tak, chyba tak. To niezbyt dużo, ale przynajmniej ogarniam to i owo.
Cezar uśmiecha się, kiwając w zamyśleniu głową. Odwraca wzrok, spoglądając przed siebie. Również kieruję tam moje oczy. W tym momencie wieje wiatr, targając moją burzę włosów.
- Nie uważasz, że przyroda jest piękna? - wzdycham z zachwytem, wciąż wpatrując się w przestrzeń przed sobą - Jesień jest moją ulubioną porą roku. Tyle ciepłych kolorów!


Cezar? :3

Od Genevieve - CD historii Davida

- Nie krępuj się - mruknęłam, zaskakując tym samą siebie, jak i jego. - Wątpię, jednak, żebyś posiadał tu takie coś jak termometr - uśmiechnęłam się złośliwie. 
Parsknął śmiechem. 
- Zrobię to w tradycyjny sposób - jego dłoń ostrożnie powędrowała w kierunku mojego czoła, a oczy doszukiwały się chyba jakiegoś wyrazu sprzeciwu, który nie nastąpił. Siedziałam spokojnie, kiedy jego rękę przylgnęła do mojej głowy. - Chyba masz gorączkę.
- Naprawdę? - uniosłam brwi. - Nie czuję się chora - nie dałam mu szansy na odpowiedź. - Kiedyś, kiedy miałam chyba sześć lat, zbiłam niechcący termometr, a rtęć wylała się na podłogę. Mama strasznie na mnie nakrzyczała, a ja nie wiedziałam, co się dzieje, ponieważ byłam tylko małym dzieckiem - tym razem uśmiechnęłam się całkiem szczerze. Po raz pierwszy, w towarzystwie Davida. Może wcale nie był taki zły? - Dziękuję za to, że pozwoliłeś mi tu przenocować - niezgrabnym ruchem objęłam go lekko. - Naprawdę, dziękuję. Nie wiem, co bym inaczej zrobiła. Chris może nie wyrzucił mnie z domu, ale to już któryś raz z kolei, kiedy się ostro pokłóciliśmy... Nie wytrzymałam i zwyczajnie wyszłam. Nie chcę tam wracać - poczułam pod powiekami łzy, lecz zamrugałam szybko i odsunęłam się od niego. - Przepraszam. Nie chciałam się rozklejać. To totalnie nie w moim stylu, lecz pewnie już to zauważyłeś - przewróciłam oczami, starając się odgonić narastający smutek. 

David?

Od Christopher'a - CD historii Leeny

Skinąłem głową, uśmiechając się lekko. 
- Pomóc ci? - zapytałem, jednak ta pokręciła głową. Postanowiłem to zlekceważyć i pozwoliłem jej oprzeć się o mój bok. Z początku tego nie zrobiła, jednak po chwili się rozluźniła, kulejąc dalej. Od czasu do czasu potykała się, jednak podtrzymywałem ją. Nie tylko fizycznie, ale również na duchu. - Będzie dobrze. Prawie już jesteśmy na miejscu - rzuciła mi piorunujące spojrzenie, więc umilkłem. Resztę drogi przebyliśmy w napiętej ciszy. Wreszcie stanęliśmy na jej ganku, a ona oparła się o framugę. 
- Wejdziesz? - zapytała cicho, jakby z nadzieją.
- A czego innego się spodziewałaś? - otworzyłem przed nią drzwi, a ona zadowolona "wkicała" do środka. Wszedłem za nią, zamykając przy tym drzwi na klucz. Tak na wszelki wypadek. - Chciałabyś, bym został tu na noc? - oczywiście, znałem już odpowiedź.
Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Jasne! - zakrzyknęła. - Przygotuję ci miejsce do spania!
Za nim zdążyłem ją powstrzymać, udała się w jakimś kierunku. Westchnąłem, siadając na kanapie. Mój wzrok powędrował w kierunku okna. Spadające liście stały się teraz czymś niezwykle ciekawym. Na tyle ciekawym, że nawet nie zauważyłem, jak Leena usiadła obok mnie.
- Ładnie, prawda? - zapytała, jednak najwyraźniej nie oczekiwała odpowiedzi. - Przygotowałam ci już wszystko. Jeśli chcesz, możesz już iść spać.
- Jeszcze posiedzę - oznajmiłem cicho, nawet na nią nie patrząc.

Leena?

Od Cezara C.D. historii Sophie

Gdy usłyszałem przywitanie głos dziewczyny wyrwał mnie nieco z zamyślenia. Spuściłem na nią wzrok, który wcześniej tkwił gdzieś w chmurach bądź raczej gałęziach nad moją głową.
- Hej - uśmiechnąłem się od razu do niej szeroko
Kiedy nie odwzajemniła tego gestu nieco zbiła mnie z pantałyku ale ja się tak szybko nie zniechęcam. 
- Jestem Cezar, a ty? - zapytałem patrząc w jej jasne oczy
- Sophie - odparła krótko.
- Dobrze, ale czy mi się wydaje czy ty specjalnie urywasz rozmowę? - zapytałem opierając się o drzewo
- Wydaje Ci się - stwierdziła, jednak dalej nie dała się sprowokować do dłuższej wypowiedzi
- No proszę Cię, rzucasz mi dwa słowa myśląc, że się nimi zadowolę - odparłem i prychnąłem udając obrazę jednak nie dałem rady zachować powagi i mimowolnie się uśmiechnąłem 
- Wcale, że nie, to są trzy słowa, a teraz masz ich nawet więcej - odpowiedziała
- Oh, no dobrze, jak sobie chcesz - wywróciłem teatralnie oczami - Przechadzasz się tutaj, że idziesz gdzieś w jakimś konkretnym celu? 
- Przechadzam się tylko - padła odpowiedź
- W takim razie jeśli pozwolisz potowarzyszę Ci i zaszczycę dialogiem ze mną - nie było to pytanie ponieważ jej zdanie w tej kwestii mało mnie obchodziło 
- Jak chcesz - powiedziała wzruszając ramionami i zaczęła podążać dalszą, obraną wcześniej ścieżką. 
Szybko udało mi się ją dogonić i ruszyłem obok. 
- Ładna dzisiaj pogoda co? Wiem, wiem, tani chwyt z rozmową o pogodzie, ale na prawdę nie jest zła w porównaniu do pogody normalną jesienią kiedy to pada jak z cebra i nie da się nigdy wyjść, a nie daj Boże jak są burze to już w ogóle jest masakryczne. Jednak pogody niestety nie można wybrać, a tylko można się do niej dostosować... - i tak zacząłem mój trwający dobre 5 minut monolog

< Sophie?
Przepraszam jeśli źle się posługuję charakterem twojej postaci, ale wolałam się zastosować do opisu niż do tego co wydedukowałam z opowiadania >

Od Sophie do Cezara

Kurtyna żółtych, brązowych i czerwonawych liści. Wszędzie jest ich pełno, wirują w wietrze i omal nie wlatują we mnie. Odgarniam zasłaniające mi twarz włosy, uśmiechając się lekko. To zdecydowanie bardzo ładny dzień. Najchętniej założyłabym teraz słuchawki i wsłuchała się w "Poranek" Edwarda Griega, ale cóż, telefon został w domu. Może i lepiej, bo to wspaniała okazja, by chwilkę sobie ponucić. Dawno nie śpiewałam, w ogóle prawie wcale z nikim ostatnio nie rozmawiałam. Czas rozgrzać struny głosowe. Zabawnie to brzmi.
Przechodzę pomiędzy dwoma obsianymi złocistymi liśćmi drzewami i zauważam w tym coś... Magicznego? Ich gałęzie układają się w coś na rodzaj bramy i wyobrażam sobie, że jak przez nią przejdę, będę w świecie moich marzeń.
Ta myśl przywołała moje najrozmaitsze wspomnienia. Kiedy razem z Leeną i rodzicami siedzieliśmy przed kominkiem, pijąc kakao. Graliśmy w makao i można by uznać to za dość nudnawe wspomnienie, ale jednak dla mnie ma ono wielką wartość. Jak ja bym chciała raz jeszcze zobaczyć rodziców! Gdybym nie wyjechała na studia to... To w sumie też bym już nie żyła. Leena ocalała cudem, a ja szczerze wątpię, że i ja miałabym to szczęście.
Z melancholijnego nastroju wyrywa mnie dźwięk rytmicznych kroków osoby zbliżającej się do mnie. Odwracam się szybko i z ulgą stwierdzam, że to prawdziwy człowiek z krwi i kości. Po wahaniu podchodzę do niego.
- Cześć - uśmiecham się nieśmiało i dostrzegam w nim coś podobnego do mnie. Nie wiem co, i nie wiem też, na jakiej podstawie, ale wyczuwam to.


Cezar? :')

Od Cezara

Ciemność, czerń i trochę pomarańczy, a to tego mnóstwo chłodu. Jedyne rzeczy, które zapadły mi w pamięć, a potem to palące w oczy światło i kilkoro ludzi, którzy pochylali się nade mną. Przez jedyne światło, które znajdowało się nad nimi nie sposób było zobaczyć ich twarze. Nic więcej. Całe moje wspomnienia. Zmiana czerni w rozjechane białe światło. Gdy otworzyłem oczy na dłużej, kiedy różnokolorowe plamy przestały wędrować przed moimi oczami zobaczyłem światło przebijające się przez korony drzew. Leżałem tak chwilę, może dłuższą, może krótszą. Nie wiem czy było to parę minut czy kilka godzin, czas się zatrzymał. Zostałem tylko ja, piekący ból i obezwładniające zmęczenie. Spróbowałem się poruszyć, ból się natężył, ale złapanie się rzeczywistości było przez to łatwiejsze. Usiadłem z trudem i rozejrzałem się. Najwidoczniej znajdowałem się w całkiem przyjemnym lesie, któremu światło poranka nadało przeuroczą atmosferę. Podniosłem się z ziemi podpierając się o jedno z drzew. Przypomniałem sobie. W końcu. Niewiele, ale jednak. Cezar Salazar. Wróciły kolejne rzeczy, kolejne wspomnienia. Złapałem się za głowę, w którą uderzył okropny ból i znów osunąłem się na kolana. Minęła kolejna chwila zanim doszedłem do siebie i ponownie wstałem. Ból nie tyle ustał co całkiem zniknął. Pamiętałem już część ważniejszych informacji o sobie, o tym co się działo kiedyś, ale dalej nie wiem gdzie jestem i co ważniejsze jak się tu dostałem?
- Kim jesteś? - usłyszałem głos gdzieś za sobą jednak kiedy się odwróciłem zobaczyłem znów jedynie tylko drzewa
Nie odpowiedziałem, wariowałem, słyszałem głosy, brakowało tylko tego bym im odpowiadał.
- Po co przyszedłeś? - kolejny znów za mną
Super, chyba jednak im uległem, temu nieodpartemu strachu przed tym czego nie widzę mimo otwartych oczu, a co słyszę. Ruszyłem biegiem przed siebie.
Dopiero po chwili, dłuższej ucieczce, kiedy zwolniłem poczułem jak coś, lub ktoś rzuca się na moje plecy i przypiera mnie do ziemi. Miałem wrażenie, że zaraz stracę przytomność, ale nie, o nie, dopiero teraz poczułem wszystko nad wyraz wyraźnie. Wcześniej myślałem, że to sen. Wydałem z siebie jęk bólu, jednak nie walczyłem z ciężarem. Oczy miałem zamknięte by nie wpadła mi w nie ziemia ponieważ twarz miałem przyciśniętą do ziemi.
- Kim jesteś? - ktoś powtórzył pytanie.
Nie rozumiałem czemu głosy są tak zniekształcone.
- Cezar Salazar - odpowiedziałem na to.
Znowu spróbowałem się wytrwać, poczułem, że mi się uda. To, co czułem na plecach oberwało mocno z łokcia, na którym spłynęła jakąś ciecz, którą poczułem dopiero kiedy kapnęła z skórzanego rękawa na moją dłoń. Może to krew jeśli to człowiek? Nie miałem czasu się zastanawiać ponieważ znowu straciłem przytomność. Ah, witaj ciemności, żegnaj świecie.

Od Autora:
Cezar doświadczył tutaj czegoś na kształt schizofrenii (na kształt ponieważ ona nie do końca tak działa). Było to spowodowane zbyt częstym mieszaniem się rzeczywistości z snem (tracił przytomność). Dodatkowo ostatnio nie miał za dużo spokojnego kontaktu z innymi ludźmi w czasie, którego mógł porozmawiać. Nie rozpoznaje tutaj ludzi, nie widział także nikogo w lesie i dlatego też głosy były dla niego zniekształcone. Wszystko wydawało się dla niego inne. Prawda była taka, że po prostu ktoś go znalazł mogło to być więcej osób, które wcale nie musiały mieć złych intencji mimo tego, Cezar nie zwracał na to uwagi i zaczął uciekać, a kiedy ktoś go złapał, zapewne złamał mu nos lub przeciął wargę uderzeniem dlatego też druga osoba tam obecna bądź ta, która oberwała uderzyła go dość mocno w głowę co poskutkowało ponownej utracie przytomności. Co było bardzo dobrym posunięciem jednak trochę spóźnionym ponieważ już po wcześniejszym uderzeniu o ziemię nieco otrzeźwiał i nie było to zbyt potrzebne. Tak czy inaczej objawy mu przeszły i jeśli ktoś zechce opisywać dalszą część zamiast przekazać mi pałeczkę to kiedy się obudzi wszystko będzie już z nim okej.

Cezar Salazar

Cezar Alexander Michael Salazar | 19 lat | Strażnik nocny

sobota, 24 października 2015

Od Leeny - CD historii Davida

- Och, tak? - pisnęłam radośnie, prawie podskakując - Pójdę z tobą z miłą chęcią. Nocne spacery rządzą! - uśmiechnęłam się szeroko, kiwając energicznie głową.
Resztę popołudnia spędziłam na pogaduchach z Davidem. Dowiedziałam się, że lubi czytać. Kocha czytać. Dla mnie też to jest całkiem fajna czynność, ale na pewno nie mogę się porównywać z moją siostrą, Sophie. Ona to jest molem książkowym! Zanim wyjechała na studia, nie wychodziła z przyjaciółmi na spotkania, tylko siedziała w piwnicy, czytając książki. Było tam ohydnie zimno, ale przytulnie. Mi piwnica służyła raczej do malowania moich dzieł. Podczas wybuchu wszystko zostało zniszczone, chociaż mój ostatni szkic, który mimo wszystko jeszcze trzymałam wówczas w piwnicy, mimo niewielkim uszkodzeń przetrwał. Wszystkie inne były w moim pokoju i zostały rozsadzone od razu. Tak jak moja rodzina. Uch. Co sprawiło, że akurat tamtej nocy zasnęłam w piwnicy?
- Lubię też jeździć konno - głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślań.
- Och, Soso, moja siostra, także. Znalazła stado dzikich koni i często tam przychodzi. - oznajmiłam, patrząc na zachwyconego podobieństwami Davida. W ogóle nie mówię, że mu się spodobała, czy coś w tym stylu, ale ona zawsze miała powodzenie. Może i to ja byłam tą towarzyską, ale ona przyciągała płeć przeciwną swoim urokiem osobistym i tajemniczością. Czasem jej zazdrościłam. - W ogóle to dużo malowałam. - dodałam w nadziei, że i ja zdobędę uznanie kolegi.
- Już przestałaś? - zapytał, zaciekawiony.
- Niestety. Brak płótna, brak farb i pędzli równa się bieda. - westchnęłam smutno - Tylko jedno moje dzieło przetrwało. - wstałam i skierowałam się w stronę mojej niewielkiej sypialni. Zdjęłam ze ściany obraz przedstawiający Sophie. Gdy wyjechała, postanowiłam jej zrobić niespodziankę na następne urodziny i namalować właśnie ją. Brak koloru po prawej stronie obrazu wynikający z przerwanej pracy mocno dawał się we znaki, chociaż... Czy ja wiem? Może pół kolorowa, pół czarno-biała praca wygląda bardziej... artystycznie? - Jak ci się podoba? - uśmiechnęłam się - W ogóle to zaraz będziemy wychodzić, bo się ściemnia - spojrzałam za okno.

David? Sorka, że długo nie odpisywałam, ale miałam problemy z inspiracją XD

Od Davida - CD historii Genevieve

Przez chwilę stałem jak zamurowany.
- Ty chcesz...Jasne! - odparłem zdezorientowany i ściągnąłem z siebie grubą kurtkę. - Trzymaj, jesteś wyziębiona.
Genevieve niechętnie założyła na siebie okrycie, a ja w tym czasie wróciłem pod drzewo. Tam chwyciłem za plecak, do którego włożyłem nóż. ''Nic się nie stanie, jak raz nie będzie mnie na straży. To wyjątkowa sytuacja.'' - w myślach uspokoiłem swoje sumienie i powróciłem do stojącej nieopodal dziewczyny.
- Idziemy. - powiedziałem ruszając w stronę domu. Popychani przez zimny wiatr w końcu doszliśmy na miejsce. Otworzyłem drzwi i przepuściłem Genevieve do środka. Sam wszedłem tuż za nią.
- Zrobię ci czarną herbatę z cytryną, a ty w tym czasie idź położyć się do sypialni. Drugie drzwi po prawej.
Dziewczyna popatrzyła się na mnie wzrokiem pełnym gniewu (jak się domyślałem było to spowodowane tym, że powiedziałem jej co ma robić), jednak nic nie powiedziała i poszła we wskazane miejsce. W ciszy ugotowałem wodę i zalałem torebkę pełną suszu. Do naparu dodałem plasterek cytryny i gotowy zaniosłem do sypialni. Gen leżała w łóżku przykryta grubą ''warstwą ochronną'', złożoną z mojej kurtki, kołdry i koca. Zaśmiałem się na ten widok i wręczyłem dziewczynie parujący kubek.
- No, co...? - mruknęła. - Zimno mi.
- Ok, ja nic nie mówię. - uśmiechnąłem się siadając na skraju łóżka. - Mogę zmierzyć ci temperaturę, czy w ogóle nie ma takiej opcji?

Genevieve?

Od Sophie - CD historii Lily

Spojrzałam na ogiera, który teraz patrzył niespokojnie na nas obie, gotowy do dalszej ucieczki.
- Och, konie to niezwykle mądre zwierzęta - postanowiłam nieco rozwinąć moją wypowiedź - Nie zdobędziesz ich zaufania zbyt szybko. Nie wiem, czy kiedykolwiek czytałaś Małego Księcia? Tam lis i książę codziennie byli coraz bliżej siebie, zdobywali swoje zaufanie. Na koniec byli najlepszymi przyjaciółmi. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Pewnie. To piękna książka - przyznała dziewczyna - Jak masz na imię?
- Sophie. Mam siostrę Leenę, może znasz, bo wszędzie jej pełno. A ty?
- Lily Fosher. - podała mi rękę, uśmiechając się szeroko.
- Ładne imię, zawsze mi się podobało - uścisnęłam ją, po czym odwróciłam się i podeszłam do Nico. Pogłaskałam go lekko po szyi, po czym zachęciłam Lily, aby podeszła. Ta wolnym krokiem, tak, aby nie przestraszyć mustanga, zbliżyła się do nas i wyciągnęła w jego stronę dłoń. Ogier popatrzył na nią nerwowo, ale nic nie zrobił, gdy przyłożyła ją do jego pyska.
- Widzisz - uśmiechnęłam się - Myślę, że wkrótce znajdziesz sobie końskiego przyjaciela. W sumie to możemy pójść teraz na łąkę, tam zazwyczaj przebywa stado.


Lily? :P

Od Leeny - CD historii Christophera

- Nie chcę do lekarza! - jęknęłam - Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zagoi się ładnie po paru dniach, ale błagam, tylko nie lekarz - skuliłam się, łkając dyskretnie.
- Leena - westchnął Christopher - Twoja noga jest złamana. Nie zrośnie się ot tak, potrzebujesz pomocy.
Z wielką niechęcią dałam się zaprowadzić do obozowego medyka, który przestawił mi kość, po czym zaczął coś przy niej majstrować. W pewnym momencie coś mnie ohydnie zabolało, więc pisnęłam z bólu. Schowałam twarz w dłoniach, próbując przerwać moje długie, płaczliwe wycie.
Chris patrzył na mnie z pewnym rodzajem troski, a ja miałam ochotę teraz się do niego przytulić i wypłakać. Ach, jak mnie wszystko bolało! Pociągnęłam nosem i jęknęłam, gdy lekarz dotknął mojej nogi.
- Mocno boli? - zapytał.
- Nie, ani trochę! - wykrzyknęłam z ironią w głosie, ale chwilę potem się znów skrzywiłam - Zabandażujesz to wreszcie? Nie wytrzymam! - lamentowałam.
- Spokojnie, już - uspokoił mnie medyk, po czym zabrał się do usztywniania nogi i bandażowania, cokolwiek to tam się z tym robi.
Dostałam prowizoryczne kule, nie takie, jakie zwykłam mieć w NORMALNYM szpitalu.
- Odprowadzisz mnie do domku? - zwróciłam się do Christophera - I przy okazji mnie odwiedzisz...


Christopher? Wena [*]

Od Genevieve - CD historii Davida

Zacisnęłam pięści. Byłam już okropnie wkurzona, a tu jeszcze pojawia się David. Super. Gorzej być nie może, pomyślałam. Oczywiście, wykrakałam to. Zawiał zimny wiatr, a ja uświadomiłam sobie, że nie mam na sobie żadnego płaszcza. Byłam tylko w cienkiej koszuli i dżinsach. Automatycznie objęłam się ramionami. David patrzył na mnie wyczekująco, a ja po raz już chyba setny, miałam ochotę go uderzyć. Naturalnie, miałam z tym problem, ponieważ przez otaczającą nas ciemność nie byłam w stanie dokładnie stwierdzić, czy jest blisko, czy też oddalony o kilka kroków. Czułam, jednak, że jest bliżej, niż mogłoby się wydawać, bo jego ciepły oddech owiewał moją skórę. 
- Mogłabym cię zapytać o to samo - warknęłam i zauważyłam, iż w prawej dłoni trzyma święcący się w blasku księżyca nóż. Instynktownie się odsunęłam. - Zamierzałeś mnie zadźgać?
- Nie wiedziałem, kim jesteś - oznajmił. - Co tutaj robisz? - powtórzył twardo.
- Pokłóciłam się z bratem - wyrzuciłam z siebie, za nim zastanowiłam się, dlaczego to robię. I za nim nie odzyskałam zmysłów, zapytałam: - Mogę przespać się u ciebie?

David?

Od Christopher'a - CD historii Leeny

Przechodziłem właśnie leśną ścieżką, starając dotrzeć do mojego domu, gdy nagle usłyszałem cichy krzyk. Natychmiastowo zawróciłem i pobiegłem w tamtą stronę. Im bliżej byłem, tym bardziej wyraźny był odór rozkładu. Czyżby zombie kogoś zaatakowały?
Okazało się, iż miałem rację. Leena leżała na ziemi, czołgając się, starając się znaleźć jak najdalej od potwora. Natychmiast wyjąłem pistolet, który nosiłem zawsze ze sobą, i strzeliłem bestii w głowę. Padła, martwa, a ja zwróciłem się w kierunku Leeny.
Spojrzała na mnie, a w jej oczach stanęły łzy.
- Chyba złamałam nogę - oznajmiła. - Głupi korzeń.
Uśmiechnąłem się blado.
- Wszystko będzie dobrze - uspokoiłem, biorąc ją na ręce. - Zaraz zabiorę cię do lekarza.

Leena?

Od Lily C.D. Sophie

Słysząc głos dziewczyny wyszłam z cienia drzew. 
- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. - lekko się uśmiechnęłam, by rozluźnić atmosferę. - Jestem Lily, tak w ogóle.
- Sophie. - po prostu odwróciła się i kontynuowała głaskanie jednego z koni.
- Piękne, co? - nadal starałam się podtrzymać rozmowę.
- Tak, cudowne. - pokiwała głową nie odwracając się.
Podeszłam bliżej, ostrożnie stąpając po miękkiej trawie. Po chwili zatrzymałam się przed siwym koniem i wyciągnęłam wolno rękę w nadziei, że uda mi się powtórzyć wyczyn Sophie. Mogłam jedynie pomarzyć. Wierzchowiec cofnął się i przyspieszonym krokiem odszedł jak najdalej ode mnie. No dzięki.
- Jak ty to robisz? - zapytałam zaciekawiona.

Sophie?
Brak weny >.<

piątek, 23 października 2015

Od Sophie

Gdy tutaj przybyłam, zdziwiłam się na informację, że Leena również tu jest. Byłam przeszczęśliwa, bo przez cały czas martwiłam się, że coś się komuś stało. Owszem, stało się całej reszcie rodziny, ale przynajmniej ona żyje i ma się w jak najlepszym stanie... Można tak powiedzieć. Zresztą, co się czepiam - przecież ona zawsze była taka zwariowana i energiczna - dokładnie tak, jak tata. Ja natomiast byłam identyczna nie tylko charakterem, ale i wyglądem, jak nasza mama. Też była kobietą rozważną i spokojną, pomagała nam w lekcjach, a jej mąż zawsze się z nami bawił i urządzał przyjęcia urodzinowe. To było coś. Szkoda, że ich tu nie ma. 
Byłam zszokowana tym, że w tej dziurze żyją jakiekolwiek zwierzęta - a żyją, i to sporo. Najbardziej uradowałam się na wieść, że na polanie niedaleko naszego domu często przebywa stado dzikich koni. Zwykłam tam przychodzić i je dokarmiam, zaskarbiając sobie przy tym ich zaufanie. Na jednym z nich, ogierze, którego nazwałam Nico, nawet już jeździłam. Od zawsze kochałam konie. To takie mądre i piękne zwierzęta. 
Właśnie stępowałam sobie przez leśną ścieżkę, kiedy usłyszałam za mną szelest. Przestraszona, gwałtownie się obróciłam, po czym uspokoiłam nerwowego Nico. Miałam przy sobie łuk, tak na wszelki wypadek, ale gdyby to był człowiek, nie użyłabym go. Nie znoszę zabijać. Przy mnie nawet mucha nie ucierpi.
- Kto tam jest? - zapytałam na tyle głośno, by ktoś mnie śledzący mógł to usłyszeć - Wyjdź, proszę.

Ktoś popisze? :3

Sophie Klammer

Sophie Klammer | 20 lat | Strateg, nauczycielka

Od Davida - CD historii Genevieve

- Jasne, ja ten...Nic chciałem, żeby...A zresztą nic. - wyjąkałem. Dziewczyna przewróciła oczami i napiła się herbaty. Ciepło kominka w końcu dotarło też do niej, więc rozpięła dwa guziki płaszczu. W końcu mogłem się jej bardziej przyjrzeć, wcześniej jakoś nie było na to czasu. Yhm, należy do grona kobiet, o których bez żadnych wątpliwości można mówić, jako o płci pięknej. Nie często widziałem też osoby, o tak ognistym kolorze włosów. Nagle Genevieve poczuła na sobie mój wzrok i popatrzyła się na mnie, na co gwałtownie odwróciłem wzrok w kierunku kominka, tak, jakby nigdy nic. Minęło piętnaście minut, po których dziewczyna wstała odkładając przy okazji pusty kubek. Przed wyjściem zapięła rozpięte guziki i zwróciła się w moją stronę.
- Dzięki. - powiedziała, a w jej głosie słychać było trochę uprzejmości.
- Nie ma za co. - odparłem tylko uśmiechając się ciepło. Gen skinęła głową i wyszła na dwór. Po chwili nie było już jej widać. Zgarnąłem pusty kubek, umyłem go i postanowiłem zbierać się do wyjścia. Do plecaka włożyłem koc, termos, kilka noży i pistolet. No, i oczywiście papierosy. Ubrałem się w grubą kurtkę. Zgasiłem ogień w kominku i wyszedłem na dwór. Automatycznie uderzył we mnie silny, zimny wiatr. Jako osoba kochająca ciepło pod każdą postacią nie czułem się zbyt komfortowo. Fakt, iż już się ściemniło także nie dodawał mi otuchy. Włożyłem ręce do kieszeni i ruszyłem w miejsce straży. Dotarłem do niego po godzinie. Usiadłem pod jednym z drzew. Miejsce było osłonięte przez gałęzie, więc miałem trochę spokoju.
***
Minęło kilka godzin, jednak nic się nie działo. Było spokojnie, zresztą jak zwykle. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Uzbrojony w nóż wyszedłem z gałęzi próbując zaobserwować kto jest w pobliżu. W końcu, w ciemności rozpoznałem kobietę. Zdziwiony zrozumiałem, że to Genevieve.
- Cholera, co ty tu robisz o tej porze? - zawołałem do idącej w moim kierunku postaci. - Bodajże jest druga w nocy. I jest zimno. Na dodatek niebezpiecznie. Czemu nie siedzisz w domu?

Genevieve?

czwartek, 22 października 2015

Od Genevieve - CD historii Davida

Objęłam się mocniej ramionami, zaciskając wokół siebie kruczoczarny płaszcz jak kokon. Zrobiłam zaciętą minę, a jego łagodna twarz nie miała szansy z nią wygrać. Nie poddawał się, jednak i dalej hardo patrzył mi w oczy. Wreszcie westchnęłam, sama zaniepokojona swoją słabością.
- W porządku - mruknęłam, omijając go i wchodząc do jego domu. - Przytulnie - mruknęłam, siadając bez zaproszenia na kanapie. - Masz kawę? Ach, zapomniałem, że mi ją oddałeś - zabrzmiało to z wyrzutem, lecz właściwie było najmilszą rzeczą, jaką ludzie mi okazali, od lat. Nie zamierzałam, jednak tego przyznawać. Nie ukrywałam przecież, że go nie lubiłam. Cóż. Ja nikogo nie lubiłam.
- Może herbaty? - zapytał, ignorując moje wcześniejsze słowa.
Przygryzłam wargę, aczkolwiek ostatecznie skinęłam głową.
- Niech ci będzie. Ale po tym, jak ją wypiję, od razu wracam do domu - burknęłam, niezadowolona z siebie, że w ogóle tu weszłam. Miałam po chwili, jednak, czas dla siebie, ponieważ David zniknął w sąsiednim pomieszczeniu, najpewniej przygotowując herbatę. Po chwili wrócił i podał mi parującą zieloną herbatę w kubku. Objęłam ją dłońmi. - Dzięki - dodałam, trochę bardziej uprzejmie.
- To... - zaczął, jednak natychmiast mu przerwałam.
- Żadnego gadania - oznajmiłam. - Wypiję ją i natychmiast wychodzę.

David?

środa, 21 października 2015

Od Leeny - CD historii Christophera

Spojrzałam za odchodzącym mężczyzną, zwieszając głowę. Skierowałam się mozolnym krokiem w stronę mojej chatki, na której drzwiach znalazłam liścik. Zerwałam go szybko i wpatrzyłam się w jego treść, ale nic nie mogłam odczytać.
Co się ze mną dzieje? Czy jestem tak długo z dala od cywilizacji, że już nawet zapomniałam, jak się czyta?! Otarłam łzy, które mimowolnie napłynęły mi do oczu. Usiadłam na kanapie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Właśnie, muszę iść "do pracy". Czyli zwiedzać coraz to odleglejsze tereny, by zobaczyć, czy gdzieś nie kryją się zombie. Przebrałam się w wygodniejsze rzeczy i wzięłam dwa noże, tak na wszelki wypadek. Co jak co, ale nie znoszę strzelać z pistoletu, jest to dla mnie mimo wszystko niewygodne i zbyt... Nowoczesne? W każdym razie najlepiej od zawsze rzucało mi się nożem. 
Wyszłam pół godziny później, gdy zaczęło się ściemniać. Obrałam jedną z mniej wydeptanych i znanych ścieżek, naprawdę miałam już w nosie to, czy będę bezpieczna, czy też nie. Za kłującymi chaszczami odkryłam jeszcze  bardziej ukrytą dróżkę, która prowadziła w mroczniejszą część puszczy. Docierało tam o wiele mniej promieni słonecznych ze względu na bardziej rozłożyste i bujne korony drzew. Przypatrywałam im się z pewnym rodzajem ciekawości.
Może i podziwiałabym je dłużej, ale usłyszałam cichy jęk za mną. Odwróciłam się gwałtownie, ale nic nie zobaczyłam. Pewnie to wytwór mojej chorej wyobraźni. Gdy znów skierowałam wzrok przed siebie, w ostatniej chwili wyminęłam lecącą w moim kierunku strzałę. Szybko wyciągnęłam nóż i rzuciłam w stronę mężczyzny, który przed chwilą o mało mnie nie zabił. Ostrze, trafiwszy w klatkę piersiową, spowodowało jego upadek. 
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie kolejny kłopot. Tu. Były. Zombie. Zaczęłam biec ile sił w nogach przed siebie, bo wiedziałam, że sobie nie poradzę. Było tu ich niewiarygodnie dużo i byłam pewna, że znajduję się poza terenami obozu. Gwałtownie zatrzymałam się parędziesiąt metrów dalej, gdy ujrzałam przed sobą kolejne potwory. Nie mając innego wyjścia, skręciłam w lewo i pobiegłam tak szybko, jak nigdy wcześniej. Usain Bolt by przy mnie wymiękł. Byłam pewna, że ich już straciłam, ale biegłam dalej i szybciej, coraz szybciej. W ostateczności potknęłam się o wystający korzeń, częściowo się na niego nadziewając. Jęknęłam płaczliwie, po czym straciłam przytomność.


Christopher?



Od Davida - CD historii Genevieve

- Ktoś, to znaczy ty? - zaśmiałem się cicho znów zamykając oczy.
- Bardzo możliwe. - odparła spoglądając w górę.
- Wchodzisz? - spytałem mimowolnie patrząc w dół. Mimo tak dużej odległości od ziemi mogłem wyczuć bijące od Genevieve niedowierzanie.
- Pomarzyć sobie możesz. - prychnęła.
- Ok. Pamiętaj, to była tylko propozycja. - powiedziałem zapinając bluzę. Założyłem też kaptur. Na drzewie odczuwało się zimny wiatr jeszcze bardziej, niż na ziemi. Kiedy odwróciłem się z powrotem dziewczyny nie było już widać. Westchnąłem i zabrałem się za schodzenie z drzewa. Na ziemi nie było może cieplej, jednak drzewa choć trochę osłaniały od wiatru. Zadrżałem z zimna i poczułem nagłą chęć powrotu do domu. W domu jest kominek. Kominek daje ciepło. Żeby troszkę się ogrzać zacząłem biec w wybranym kierunku. Przy okazji zastanowiłem się, jak przeżyję nocną straż. I jak będę przeżywać ją w zimie. Odpędziłem od siebie te myśli skupiając się na drodze. Kilka kroków i już widziałem dach domu. Przyśpieszyłem. Po połowie minuty już rozpalałem ogień w kominku. Salon ogarnęło cudowne ciepło bijące od ognia. Ogrzany wyjrzałem za okno, za którym mignęła mi postać o rudych włosach. Otworzyłem lekko drzwi. Tak jak się domyślałem - postacią była Gen skulona od zimna. Trzeba było przyznać, że z godziny na godzinę robi się coraz zimniej. Odezwała się we mnie moja nadopiekuńczość i mimo tego, że trochę się narażałem zawołałem do niej.
- Wiem, że mnie nie znosisz. Rozumiem to. Ale może weszłabyś się ogrzać, zanim wrócisz do siebie? Nie każę siedzieć ci tu dwóch godzin, tylko jedną chwilę. Widzę, że ci zimno. - westchnąłem widząc zacięcie malujące się na jej twarzy.

Genevieve? 

Od Genevieve - CD historii Davida

Jak na zawołanie, kichnęłam, kiedy odszedł. Przeklęłam pod nosem i kopnęłam kamień. Niestety, okazał się on być zbyt wielki. Skrzywiłam się z bólu, jednak nie zatrzymałam się. Szłam dalej, hardo, kichając raz po raz. Cóż. Kiedy już raz powącham coś zawierającego w sobie pyłki wiosenne, tak szybko się od nich nie uwolnię. Taka to była już moja klątwa.
Las wyglądał naprawdę ładnie o tej porze roku. Przez złoto-pomarańczowe korony drzew przedzierał się blask słońca, padający na leśną ścieżkę. Delikatny, mroźny wiatr, zwiastujący niedaleką zimę, powiewał raz po raz, a ja musiałam opatulać się bardziej swoim kruczoczarnym płaszczem. Przez chwilę szłam, wsłuchana w odgłos własnych kroków, szumu drzew i śpiewania ptaków. Szybko jednak znudziłam się tymi monotonnymi dźwiękami i wyjęłam z kieszeni mp3. Wyszukałam jakąś dobrą piosenkę, oczywiście z kategorii starego rocka, i wyłączyłam się, wgapiona w ścieżkę przed siebie.
Nagle coś przyciągnęło mój wzrok. Prychnęłam, gdy okazało się, że to David siedzący na drzewie. Miałam ochotę rzucić w niego kamieniem. Może wtedy spadłby i skręciłby sobie kark. Tak, to bez wątpienia byłoby ciekawe. Cierpiałam jednak na brak jakichkolwiek kamieni, więc postanowiłam wcielić w życie plan B. To znaczy, zignorować go i odejść, jak najszybciej, gdyby mnie zauważył. 
Zaczęłam to robić, kiedy nagle otworzył oczy. Niech to szlag, mruknęłam do siebie w myślach.
- Uważaj, bo ktoś mógłby cię stamtąd zrzucić - uśmiechnęłam się złośliwie.

David?

Od Christopher'a - CD historii Leeny

Uśmiechnąłem się blado i położyłem dłoń na jej dłoni, ściskając ją lekko. Chciałem jej tym dodać otuchy. Odwzajemniła lekko uśmiech. Naprawdę rzadko nie wiedziałem, co powiedzieć, a ten moment był bez wątpienia jednym z tych niewielu. 
- Chodźmy już - oznajmiłem wreszcie, wstając.
Jęknęła z zawodem, jednak ruszyła się, nie narzekając. 

Jakiś czas później wyszliśmy już z lasu, dalej milcząc. Cóż dodać? Nie było o czym rozmawiać. Myślę, że wszystko już sobie powiedzieliśmy, chociaż jeszcze tyle było do odkrycia. Jednak jak na dzisiejszy dzień, było wystarczająco dużo informacji. Chciałem już po prostu wrócić się położyć.
- Do zobaczenia - pomachałem się i odszedłem w swoją stronę.

Leena?
Chaotycznie, krótko i nudno. Hm, w sumie to przez szkołę, ponieważ te trzy wyrazy niezwykle ją odzwierciedlają, nieprawdaż?

wtorek, 20 października 2015

Od Davida - CD historii Genevieve

Obudziłem się około 14:00. Westchnąłem i zebrałem się do wyjścia. Nie ma sensu siedzieć w domu, co można by tu robić? Przebrałem się i wyszedłem kierując się na początek codziennej trasy. Słuchawki w uszach, papieros w ręce - wszystko po staremu. Tego dnia nie miałem jednak dobrego humoru, wręcz stwierdziłem, że jak na mnie był on tragiczny. Złego dnia nie miałem od czasu wybuchu. Dziwne, że tak nagle mnie dopadł. Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej. Po dwudziestu minutach w oddali zobaczyłem znajomą mi postać. Genevieve. Mimo beznadziejnego humoru wysiliłem się na uśmiech. Nawet nie do końca szczery. Byleby był.  Kilka kroków i zrównałem się z dziewczyną.
- Coś tak przeczuwałem, że znów spotkamy się w lesie. - zaśmiałem się cicho wyciągając słuchawki z uszu.
- Odpuść sobie. - mruknęła tylko nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Poczułem, że mocniej zabiło mi serce. Z nerwów? Żalu? Sam już nie wiedziałem.
- W porządku. - odparłem zaciągając się papierosem. - Nie chciałem uprzykrzać ci życia. Przepraszam.
Gen drgnęła, najwidoczniej zdziwiona zaistniałą sytuacją.
- To, ten...Ja już pójdę. Miłego spaceru. - przyśpieszyłem kroku ruszając w swoją stronę. Dziwne, ale nie miałem dzisiaj siły na przekomarzanie się z nią. Nie miałem siły na nic.
- Sam siebie nie poznaję...- mruknąłem pod nosem wpatrzony w ziemię. - Jutro pewnie będę tego żałował. No, cóż. Trudno.
Przeszedłem jeszcze kilka kroków, po czym wspiąłem się na pierwsze-lepsze drzewo. Usadowiłem się między gałęziami, oparłem głowę o korę i zamknąłem oczy wsłuchując się w otaczającą mnie ciszę. Zastanawiało mnie to, co pomyślała sobie dziewczyna widząc moją reakcję.

Genevieve?

Od Leeny - CD historii Christophera

- Eee... No dobrze. Chyba. Nie no. Dobrze. Bardzo dobrze - nie mogłam znaleźć żadnego słowa opisującego mój dzisiejszy humor - Tak neutralnie - dodałam, oświecona. - A u ciebie jak?
- W porządku, czytałem sobie - odpowiedział Chris z prawie niewidocznym uśmiechem.
- Uhm... To chyba przeszkadzam - powiedziałam nieco ciszej, cofając się parę kroczków.
- Nie, skądże. Może gdzieś wyjdziemy? Przyda mi się odrobina świeżego powietrza - Chris zatrzymał mnie, łapiąc moje ramię.
- Pewnie! - zareagowałam od razu i pociągnęłam go w stronę wyjścia.
Szliśmy przed siebie leśną ścieżką aż do momentu, gdy droga się rozwidliła na dwie ścieżyny. Skierowaliśmy się w lewo i po paru minutach dotarliśmy na piękną, pokrytą kwieciem łąkę.
- Ale czad! - pisnęłam i pobiegłam przed siebie, łapiąc w płuca powietrze tak świeże, że aż się krztusiłam.
Szalałam chwilę lub dwie i skończyło się na tym, że ostatecznie leżałam z Chrisem w trawie, patrząc w chmury.
- Ej, jestem dziwna? - przerwałam męczącą ciszę.
- Nie, skądże - Christopher był trochę zbity z tropu - Po prostu jesteś... Inna.
Roześmiałam się jak dziecko, ale po chwili uśmiech zszedł mi z twarzy. Czy jeśli będę bardziej skryta i tajemnicza, ludzie będą lubić mnie bardziej? Postanowiłam poddać to eksperymentowi.
- Wiesz, czasem tęsknię za rodziną - westchnęłam - To oni opłacali moje wizyty u psychiatry - zachichotałam po chwili. Widocznie bycie poważną średnio mi wychodzi.
- Chodziłaś do psychiatry? - mężczyzna skierował zdziwiony wzrok ku mnie.
- Tak. Rodzice bali się o mnie, bo wcześniej chciałam popełnić samobójstwo - zerwałam źdźbło trawy i owijałam je wokół palca. Teraz nie miałam jakoś nastroju do żartów i wywnioskowałam, że nie można starać się być poważnym, bo to samo wychodzi w odpowiednim momencie.
- Dlaczego?
- Długa historia. Świat był dla mnie zbyt... Zbyt normalny. Do bani. Szary. Zero barw, jedynie ludzie-roboty robiący wszystko machinalnie, nie chcący wyrwać się rutynie. I szkoła. Szkoła to było dla mnie piekło. Każdy się ze mnie śmiał i mi dokuczał, a nauczyciele nic sobie z tego nie robili i sami mnie poniżali. Gdy byłam zagrożona z fizyki, koleś powiedział, że jestem nieukiem i idiotką. Dokładnie tak powiedział. Ludzie z mojej klasy dokuczali mi też z powodu mojej pewnego rodzaju niepełnosprawności. Nie słyszę na jedno ucho - pokazałam aparat słuchowy, do tej pory ukryty za burzą włosów. - I miałam dysleksję. Masakra. Raz Sophie, moja siostra, przyłapała mnie na zawiązywaniu sznura. I tyle. Krzyk i od razu rodzice zapisali mnie do psychiatry - westchnęłam - Życie jest piękne - dodałam z ironią w głosie, pozwalając mojej glowie upaść bezwiednie na trawę.


Chris? Ale żem się rozpisała XD

Od Christopher'a - CD historii Leeny

- CC, rusz dupę! - wzdrygnąłem się, kiedy Gen gwałtownie szturchnęła mnie w ramię, tak, że książka psychologiczna, którą czytając się wyłączyłem, wypadła mi z rąk na podłogę. Burknąłem coś pod nosem i natychmiast ją podniosłem, a następnie otrzepałem. Przydałoby się posprzątać w tym domu. Gen i tak nie robi nic innego, jak siedzi na dupie całymi dniami. Mogłaby chociaż się postarać. - Słyszysz, w ogóle, co do ciebie mówię? I dlaczego ciągle czytasz te brednie? Wziąłbyś się chociaż raz za jakąś porządną książkę, jak "Wichrowe wzgórza", "Metro 2033", "To", "Czarownica z Funtinel"...
- Dobra, dobra - uniosłem dłonie w geście poddania. Gen mogła mieć mnóstwo wad, ale cieszyło mnie, że gdy zaczęła już nawijać o książkach to nie mogła przestać. - Czego chciałaś?
- Twoja dziewczyna przyszła - oznajmiła bezceremonialnie, a ja uniosłem brwi.
- Moja dziewczyna? - zapytałem wolno. Chyba coś przegapiłem. 
Westchnęła ciężko, jednocześnie przewracając oczami.
- Albo jakaś napalona fanka. Sam zdecyduj - parsknęła krótkim śmiechem i udała się w kierunku kuchni, najpewniej zrobić sobie kawę. Chyba dopiero, co wstała. Najwyraźniej dzień bez kawy był dla niej dniem straconym. Na to i ja musiałem przewrócić oczami.
Szybko udałem się w kierunku holu. Jak się okazało, stała tam Leena.
- O, cześć - powiedziałem, a ona zrobiła minę, która świadczyła o tym, że nie przegapiła charakteru mojej siostry. - Nie przejmuj się nią. Gen ma swoje fochy, ale jeśli bliżej ją poznać to jest miła... - zaciąłem się. - Albo nie. Właściwie to nie jest. No, co tam?

Leena?

Od Leeny - CD historii Christophera

Stanęłam jak wryta, gapiąc się w okno, a raczej widok za nim. Christopher znikał, schodząc po drabinie prowadzącej do domku. Stałam tak nieruchomo przez trzynaście minut i trzydzieści osiem sekund (z zegarkiem w ręku!). Dopiero po tym czasie lekko uniosłam rękę, chcąc coś powiedzieć, ale właśnie do domku wszedł Lucas i gadanie do niewidzialnego Chrisa nie byłoby raczej dla niego rzeczą zbyt normalną.
Zjadłam więc kanapkę z miodem, wciąż nieprzytomnie gapiąc się przed siebie. Fakt, że Quinn zjadł mój ostatni rysunek również mnie szczególnie nie poruszył, bo myślałam o jednym.
Chris. Dał. Mi. Buziaka.
W policzek, ale buziaka. Poszłam spać, ale sen zmorzył mnie dopiero po godzinie nieustannych prób. Mimo to i tak obudziłam się w środku nocy, dopiero teraz uśmiechając się szeroko.
- Chris, jesteś wielki! - wrzasnęłam na całą chatkę, po czym opanowałam się i skuliłam w kłębek, udając, że śpię. Na szczęście mojego współlokatora albo nie było w domku, albo po prostu spał tak kamiennym snem, że się nie obudził.
Następnego dnia truchcikiem pobiegłam tuż pod jego chatkę, gdzie energicznie zapukałam w drzwi, ale nie otworzył mi on, tylko - jak mniemam - jego siostra Genevieve, o której mi wczoraj wspominał.
- Czego chcesz? - mruknęła, nieco oschle.
- Jest może Christopher? - zapytałam, nieco speszona. Nie jestem osobą wstydliwą ani aspołeczną tym bardziej, jednakże ta dziewczyna wywołała we mnie dziwne uczucie. Stanęłam na palcach, by spojrzeć za jej ramię, ale ona zmierzyła mnie złowrogim wzrokiem.
- I co się pchasz? Christopher, masz gościa! - krzyknęła, jakby od niechcenia.

Chris? :3

Od Genevieve - CD historii Davida

- Aha. Więc to jest tak, że jak siedzę całymi dniami na dupie i nic nie robię to masz problem. A jeśli wyjdę i wrócę w nocy to też masz problem! - krzyknęłam, dźgając Christopher'a palcem w pierś. - To nie jest zabawne! Daj mi wreszcie spokój! Odkąd rodzice umarli, cały czas zawracasz mi głowę, starając się ustalać co i kiedy robię! Przypominam ci, że jestem od ciebie zaledwie dwa lata młodsza i...
- I tym samym niepełnoletnia! - odkrzyknął, równie wkurzony. Kiedy tylko przekroczyłam próg domu, natychmiast na mnie naskoczył, jakbym kogoś zamordowała, albo coś. Cóż, miałam takie myśli, jednak nie wprowadziłam ich w życie. To "Do jutra" sprawiło, jednak, że być może zostaną one zrealizowane następnego dnia. Och, jakże ja miałam teraz ochotę kogoś zamordować.
- Oj, daruj sobie, okej? - mruknęłam sarkastycznym głosem. - Skończyłeś dwadzieścia jeden lat zaledwie kilka miesięcy temu, więc nie masz mi, co gadać o pełnoletności.
- Ja przynajmniej zachowuję się dojrzale - odparował.
- Nie! Zachowujesz się, jak stary zgred! - syknęłam i weszłam do mojego pokoju, gwałtownie trzaskając drzwiami. No, dobra. Może zachowywałam się, jak rozwydrzona nastolatka, ale, hej, nie moja wina, że mój brat jest totalnym dupkiem. Z tą myślą położyłam się spać.

Następnego dnia, gdy się obudziłam, Christopher'a już nie było. Nie, żebym się tego spodziewała. Wychodził zwykle o tej godzinie, a według zegarka była... Dwunasta. Super. 
Nie wiem, co mnie napadło, ale szybko przygotowałam się do wyjścia. Krótki prysznic, toaleta poranna, śniadanie... Potem ubrałam się w jasnoniebieską koszulę i czarne spodnie. Starałam się zachowywać też klasę, nawet w tym przeklętym miejscu, i założyłam koturny.
Jakiś czas później byłam gotowa do wyjścia. Jednocześnie nie chciałam wpaść na Davida, jednak nie miałam ochoty również bawić się w tchórza i siedzieć w domu. Daleko, jednak nie zawędrowałam, ponieważ, kiedy tylko przeszłam przez próg, moim oczom ukazały się piękne, czerwone kwiaty.
W jednym momencie już wiedziałam od kogo są i przeklęłam go w myślach. 
Podniosłam je, by wyrzucić je gdzieś dalej, jednak już było za późno. Kichnęłam gwałtownie, w tym samym momencie wyrzucając kwiaty za próg.
Miły gest, faktycznie. 
Tylko szkoda, że byłam uczulona na pieprzone pyłki wiosenne.  

David?

Od Davida - CD historii Lijtan

Całe popołudnie spędziłem na ganianiu po lesie z nowo poznanymi dziewczynami. Fajnie było poznać kogoś nowego. A pierwszym wrażeniem (to jest cudownym powitaniem i obkładaniem mnie zawiniętego w koc) zarobiły sobie u mnie masę punktów. Świetny pomysł, sam bym na to nie wpadł. Nieco zmęczeni przystanęliśmy pod jednym z rozłożystych drzew. Przerzedziłem włosy i popatrzyłem się na wydeptaną ścieżkę. Jak się domyśliłem, prowadziła ona do mojego domu. Zrobiliśmy jedno, wielkie kółko.
- Może byście się czegoś napiły? - zaproponowałem. - Mieszkam niedaleko, więc to nie problem.
Dziewczyny pokiwały głową i już zaraz staliśmy przed moim domem. Otworzyłem drzwi i wskazałem na kanapę.
- Siadajcie. Może być woda?
- Jasne. - zgodziły się, a ja poszedłem po schłodzoną mineralną. Po chwili wracałem z kuchni niosąc trzy pełne szklanki. Siedząc tam jeszcze trochę pogadaliśmy, pośmialiśmy się i poznawaliśmy. W końcu zauważyłem, że powoli zaczyna zachodzić słońce.
- Jakie macie plany na wieczór? - spytałem uśmiechając się.

Lijtan? Effy?


Od Christopher'a - CD historii Leeny

Westchnąłem ciężko.
- Jest jednocześnie podobna do twojej i tragiczna - powiedziałem szczerze. - Moi rodzice umarli, zabici przez zombie podczas pożogi. Razem z Genevieve, moją siostrą, uciekliśmy... Jakimś cudem. Długo trwało za nim doszedłem do siebie po ich śmierci. Naprawdę wiele dla mnie znaczyli. Jak to rodzice - uśmiechnąłem się blado. - No, a potem trafiliśmy tutaj. Nie jest tak źle, nie? - nie dałem jej odpowiedzieć. - Myślę, jednak, że historia każdego człowieka jest w pewien sposób tragiczna. Jak twoja i moja.
- Możliwe - odpowiedziała, a mnie zdziwiła powaga w jej głosie. Nie była już tą samą dziewczyną, co parę minut temu. Nie skakała z nogi na nogę, ukazując przy tym swoje widoczne ADHD. Och, nie. Teraz patrzyła mi w oczy z współczuciem, którego tak naprawdę nie potrzebowałem. Ona przeżyła tyle, ile ja. Kto jak kto, ale to nie ona powinna mi współczuć. - Rozumiem cię.
- Wiem - skinąłem głową. - Wiesz, co? Ja już chyba będę się zbierać.
Zrobiła urażoną minę, a cała powaga natychmiast zniknęła. Wstała gwałtownie z kanapy i wymierzyła we mnie groźnie palcem, a następnie pokiwała nim, jak niezadowolona nauczycielka.
- Ani mi się waż - oznajmiła, starając się przy tym nie zaśmiać. Nie wyszło jej to.
- Przykro mi, Leeno... - zacząłem, jednak nie dane mi było przegrać.
- No, proszę! Nie siedziałeś tu długo! - błagała niemal. 
Roześmiałem się, a następnie szybko do niej podszedłem i dałem jej całusa w policzek. Stanęła jak wryta. To najwyraźniej zadziałało, jak myślałem. Pomachałem jej na pożegnanie, wychodząc jednocześnie z domu.
- Do zobaczenia! - odkrzyknąłem, będąc już w bezpiecznej odległości.

Leena?

Od Davida - CD historii Leeny

- Czemu nie? Chodźmy. - uśmiechnąłem się. Wyszliśmy na ścieżkę biegnącą przez las. Już po dziesięciu minutach ze spokojem mogłem stwierdzić, że z Leeną nie można się nudzić. Dziewczyna wyglądała na wiecznie uśmiechniętą i radosną. Trafił swój na swego.
- Gdzie mieszkasz? - spytałem po dwudziestu minutach drogi.
- W sumie, to niedaleko. - dziewczyna pociągnęła mnie zdrową ręką na prawo. Kilka kroków i już zobaczyłem malujący się w oddali dom na drzewie.
- A to nie jest mieszkanie przywódcy? - zapytałem zbity z tropu.
- Jesteśmy współlokatorami. - wyjaśniła. - Wejdziesz na herbatę, kawę?
- Na herbatę, z chęcią.
Weszliśmy do środka. Usiadłem przy stole obserwując Leenę, która zabrała się za zaparzanie wody, zalanie herbaty dla mnie i kawy dla siebie, po czym stawianie parujących kubków na stole. Pijąc napar dowiedziałem się o niej jeszcze więcej informacji, na przykład takich, jak to, że lubi nocne spacery. W głowie od razu narodził mi się pomysł.
- Chciałabyś pójść ze mną dzisiaj na taki spacer? I tak mam nocną straż, miło byłoby mieć kogoś do towarzystwa. - zaproponowałem.

Leena?

Od Davida - CD historii Genevieve

- Jak wolisz. - uśmiechnąłem się niezrażony. - To do jutra!
- Przepraszam...Że jak? Do jakiego jutra? - Genevieve popatrzyła się na mnie spod podniesionych brwi.
- Ty naprawdę wierzysz w to, że jutro się nie spotkamy? Ciekawe podejście. - zaśmiałem się zawracając ku ścieżce. Nie doczekałem się żadnej odpowiedzi, usłyszałem tylko dźwięk zatrzaskujących się za mną drzwi.
- No, cóż...Może kiedyś się do mnie przekona. Kiedyś.
Ruszyłem w drogę powrotną wypalając kolejnego papierosa. Szlag by to. Muszę je oszczędzać, nie wiadomo ile jeszcze czasu dane mi będzie tu spędzić. Po powrocie rzuciłem się na łóżko, żeby nabrać więcej sił przed nocną strażą, jednak nie mogłem spać. Myślałem. Dużo myślałem. A wszystkie te myśli błądziły po przeszłości. Omotany wspomnieniami w końcu zasnąłem.
***
Kiedy się obudziłem słońce już powoli zachodziło. Przerzedziłem ręką włosy jak zwykle stojące na wszystkie strony i wstałem. W drodze po bluzę znalazłem jeszcze okulary. Uzbrojony w nóż, zapalniczkę, scyzoryk, słuchawki i paczkę fajek ruszyłem na miejsce straży. A mianowicie, było nim ogromne drzewo na skraju obozu. Minęła godzina, zanim mogłem ze spokojem zająć wygodne miejsce na jednej z jego grubych gałęzi. Oparłem się o korę i pozwoliłem nogom swobodnie zwisać w dół. Sam zapatrzyłem się w dal. Niebo nad lasem zaczęło już ciemnieć i widać było pierwsze, oddalone o setki tysięcy kilometrów gwiazdy. Nie ma co - dla takich widoków warto zarywać nocki. Przez całą wartę nie działo się nic specjalnego, raz, czy może dwa coś poruszyło się w krzewach i tyle. Kiedy w końcu mogłem wrócić na ziemię było coś około czwartej nad ranem. Zmęczony powlokłem się na ścieżkę, która biegła akurat obok domu Genevieve. Przypadek? Mimo zmęczenia zerwałem kilka czerwonych kwiatów rosnących na poboczu i położyłem je na jednej z drewnianych poręczy.
- Akurat teraz zebrało ci się na bycie miłym...- mruknąłem do siebie powracając na drogę prowadzącą do domu. - A z resztą, niech ma. Może poprawi jej się humor.
Zadowolony wróciłem do domu i zaraz po wejściu zasnąłem na kanapie.

Genevieve?

Od Leeny - CD historii Christophera

- Co? Już do domu? - jęknęłam, robiąc smutną minę. Christopher uśmiechnął się szeroko.
- Lepiej tak. Kto wie, co za badziewie może czyhać po nocy w tym lesie - westchnął, rozglądając się wokół - Ściemnia się już.
- To chociaż złóż mi wizytę. Bardzo proszę... - dodałam, robiąc maślane oczy, wprowadzając przy tym mężczyznę w rozbawienie.
- No niech ci będzie.
Całą drogę pokonałam w radosnych podskokach, więc to nic dziwnego, że gdy weszliśmy do środka, upadłam na kanapę ze zmęczenia. O dziwo Lucasa nie było w środku, pewnie załatwiał jakieś tam ważne sprawy gdzieś indziej.
- Ale ten wybuch był okropny... - sapnęłam, chcąc nawiązać jakikolwiek temat. Chris odwrócił głowę w moją stronę.
- Jaki wybuch?
- Ten, który zabił pół świata - przekrzywiłam głowę - w tym moją rodzinę. Byliśmy naprawdę bardzo blisko miejsca wybuchu. Jaka szkoda.
- Jak to się stało, że i ciebie nie wysadziło? - Christopher podszedł parę kroków i również usiadł na kanapie.
- Spałam w piwnicy. Akurat tej nocy malowałam obraz i jakoś zasnęłam na dole. Zabawny zbieg okoliczności - uśmiechnęłam się blado - Ale reszta umarła. Oprócz Sophie. Ona akurat wyjechała wtedy na studia, nie wiem, co z nią teraz jest... - westchnęłam, spuszczając lekko wzrok - A jaka jest twoja historia?


Chris?

Od Christopher'a - CD historii Leeny

Otrzepałem się z błota, starając się jednocześnie jakoś uratować spodnie, ale na próżno. Były kompletnie zniszczone. Nie dość, że przetarte i brudne, to jeszcze podarte w paru miejscach. Nie mogłem się, jednak powstrzymać i roześmiałem się cicho.
- Cóż, wątpię, by był tu sklep odzieżowy - przewróciłem oczami, a ona zachichotała jak gimnazjalistka. - Ale co możemy poradzić? Mam jeszcze kilka par, więc właściwie nic się nie stało.
- Dobrze - skinęła głową, najwyraźniej nie czując się nawet trochę zawstydzona, że moje zniszczone spodnie to po części jej wina. Oczywiście, nie obwiniałem jej. Całkiem dobrze się bawiłem. 
- Odprowadzić cię do domu? - zaproponowałem.

Leena?

poniedziałek, 19 października 2015

Od Leeny - CD historii Davida

Dziewczyna przestawiła mi kość, która lekko chrupnęła, dając się mocno we znaki. Jęknęłam z bólu, zaciskając wargi.
Ręka została usztywniona i owinięta bandażem. Dlaczego, ja się pytam, akurat prawa? Prawą walczę, prawą piszę, prawą... Prawą ręką robię wszystko!
Wyszłam powolnym krokiem z pomieszczenia, zastając za progiem chłopaka, który mi pomógł.
- Wielkie dzięki - uśmiechnęłam się szeroko i zdrową ręką poklepałam go po ramieniu.
- Nie ma sprawy - odwzajemnił uśmiech. - Jak masz na imię?
- Leena Esther Klammer, jestem tu w sumie od niedawna - wysiliłam się na jakiekolwiek rozwinięcie mojej wypowiedzi.
- A ja jestem David, Leeno Esther - przekomarzał się.
- Po prostu Lenna albo Esther - poprawiłam, wciąż się uśmiechałam. - Czy dałbyś się zaprosić na jakiś spacer?

David? Sorka, że krótkie :P

Od Lijtan C.D. Effy

Chłopak patrzył na nas jak na wariatki, lecz gdy Effy spytała czy jeszcze kogoś chcemy napaść powiedział:
- Widzę, że robicie chrzest.. Złapałyście już kogoś oprócz mnie? - powiedział z uroczym uśmiechem co mi się spodobało. 
- Na razie tylko ciebie, to znaczy z nowych... - odparła Effie jeszcze trochę chichocząc
- Idziemy szukać dalej! - powiedziałam i już się odwracałyśmy kiedy chłopak spytał:
- Mogę iść z wami? 
Spojrzałyśmy po sobie. 
- Jasne, będzie super, ale musimy wymyślić nowy plan, bo ten już się robi trochę nudny... - ruszyliśmy w stronę lasu. W domu na drzewie, które kiedyś było strażnicą, usiedliśmy w kręgu i wymyśliliśmy nowy plan. W sumie po jakimś czasie zapomnieliśmy o planie, bo zaczęliśmy się wygłupiać i ganiać po drzewach.

Effy?/David?

Od Leeny - CD historii Christophera

- A co, jeśli wygrasz? - zapytał Christopher, z uśmiechem ustawiając się na starcie. Stałam, patrząc na niego w milczeniu.
- No jeśli wygram, to... To dasz mi buziaka! - wykrzyknęłam z radością w głosie. Mężczyzna odwrócił wzrok, zasłaniając usta przed gromkim śmiechem, którym miał lada chwila wybuchnąć.
- Czemu miałbym dać ci buziaka? - parsknął śmiechem.
- Bo... - odwróciłam na chwilę wzrok - Bo tak.
- A co jeśli ja wygram? - zapytał, patrząc na mnie nieco wesoło.
- To... To nie będziesz musiał dawać mi buziaka. - powiedziałam - Ale nie wygrasz ze mną. Jestem za szybka. - dodałam naprędce.
- Czyli nigdy nie będę musiał już ci go dawać?
Zamilkłam na chwilkę.
- Nieważne. Po prostu się ścigajmy.

Chris jeszcze się roześmiał, po czym ruszył pędem przed siebie. Moja rekcja obudziła się dopiero po dwóch sekundach, więc puściłam się za nim sprintem, krzycząc o falstarcie.
Skończyło się na tym, że po paru sekundach nieco dorównałam mu tempa i oboje wylądowaliśmy w trawie obok mety.
- Remis... Czyli dajesz mi buziaka. - roześmiałam się.
- Wypchaj się swoim buziakiem - odparł radośnie, otrzepując się z piachu.
Spojrzałam na niego z udawaną złością, pokazując mu język.
- Chyba będziesz musiał kupić nowe spodnie - stwierdziłam, patrząc na jego lekko dziurawe jeansy.


Chris? Chyba masz wielbicielkę xD I nie, to jeszcze nie jest dziwne, jeśli chodzi o Leenę c:

Lily Fosher

Lily Fosher | 17 lat | Zwiadowca

Od Genevieve - CD historii Davida

Kawa.
Kawa jest miłością. Kawa jest życiem.
Oczywiście, David nie musiał o tym wiedzieć. Być może na zewnątrz byłam aktualnie [jak zresztą zawsze] zimną suką, lecz w środku skakałam z radości, niczym małe dziecko. Minęło tyle czasu, od kiedy ostatni raz do moich ust trafił ten istny dar niebios. Czysta ambrozja dla bogów. Krew dla wampirów. Ludzkie mięso dla przebrzydłych zombie. Nawet nie skrzywiłam się, gdy o nich pomyślałam.
- Jeśli musisz - odparłam, całkiem normalnym tonem, a przynajmniej tak normalnym, na jaki było mnie stać. Nie daj Boże, mogłam zaraz mówić przyjacielsko, a to tylko, by go zachęciło. Niech już mnie odprowadzi pod ten przeklęty dom, a potem niech spada, skąd przyszedł. - Chodźmy. Nie chcę tracić czasu.
Jak powiedziałam, tak się stało. Kiedy ja ściskałam w dłoniach kawę, jakby była jakąś świętą relikwią [oczywiście, uważałam, że nią jest], on ruszył za mną. Za nim się obejrzałam, zrównał mi kroku i szliśmy ramię w ramię. Zirytowało mnie to, lecz zachowałam milczenie.
Wreszcie - po piętnastu minutach napiętego milczenia - doszliśmy pod mój dom. Christopher'a bez wątpienia nie było w środku. O tej porze robił już pewnie nie wiadomo co. I to właśnie przez niego przesiadywałam całe dnie samotnie, a moimi jedynymi towarzyszami były książki i stary rock.
- Gdybym była uprzejmą osobą, zaproponowałabym ci wejście - mruknęłam. - Ale nie jestem takową osobą, więc chyba czas się pożegnać.

David?

Od Effy C.D. Lijtan

- Mówiąc "idziemy po niego" masz na myśli "wbijamy na chama, zawijamy w koc i nawalamy" czy "jedna z nas robi aferę i wyciąga go z domu, a druga zawija w koc i nawala"? - podniosłam jedną brew w geście niezrozumienia.
- Na początku miałam na myśli opcję numer jeden, ale ta druga jest w sumie lepsza. - wzruszyła ramionami Lij. Pośpiesznie sprawdziłam, czy nasza przyszła ofiara nie ma zamiaru wyjścia z domu. 
- Ok... To ja mogę rzucić mu się na plecy i zasłonić oczy kocem, a ty robisz największy raban, jaki się da. - pośpiesznie wyszeptałam, na moją twarz wstąpił uśmiech idiotki.
Tan bez słowa pokiwała głową, wzięła głęboki oddech i weszła do domu.
- To najgłupszy pomysł w całym moim życiu. - mruknęłam.
Chwilę potem chyba w całym obozie było słychać psychopatyczne krzyki Lijtan i dźwięki tłuczonych szklanek i kubków. Zaśmiałam się pod nosem. Dobra, teraz moja kolej do popisu... Zaraz po otwarciu drzwi rzuciłam się na chłopaka niczym lew na ofiarę. Może nie było łatwo utrzymać się na plecach rzucającego się dwudziestolatka, ale jakoś się udało. No... może jakieś dwie minuty, bo potem runęłam na ziemię przerzucona przez ramię. Sprytne, Panie Nowicjuszu.
Jęknęłam z bólu, lecz chwilę potem już zwijałam się ze śmiechu tarzając się po trawie nie zwracając uwagi na zdziwiony i pełen szoku wzrok Lij i nowego. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Jest jeszcze ktoś do napadnięcia? - lekko jeszcze chichocząc wytarłam rękawem bluzy łzy z moich policzków.

Lijtan? / David?

Ważne!

Szukam kogoś, kto zrobiłby jakiś ładny banner dla naszego bloga! Jeśli jesteś w stanie zrobić (lub kogoś takiego znasz), proszę o kontakt. Może być od razu z HTMLem, ale nie musi. Kod mogę dorobić ja.

Od Lijtan C.D. Christophera

- Ponoć są jacyś nowi w obozie i chcemy im zrobić... małą inicjację - powiedziała szybko Effy zanim zdążyłam się odezwać.
- Hmm.. jest jeden chłopak, który przybył dość niedawno - Christopher podał nam jego namiary, a my uradowane pognałyśmy w stronę domku numer sześć. Podsadziłam Eff do okna, bo była lżejsza.
- Widzisz coś? - spytałam szeptem
- Jest tam, cicho bądź..
- Co robi?
- Je coś..
- To czekamy..
Zaczaiłyśmy się za rogiem i czekałyśmy. Po dwóch godzinach zaczęło nam się nudzić.
- Czy ludzie nie wychodzą ze swoich domków?! - spytałam Eff
- Siedzi tam już całą wieczność, mógłby wyjść czasami...
- Może choć idziemy do niego? - zaproponowałam

Eff?

Od Davida - CD historii Genevieve

- Mam kawę u siebie. W ogóle jej nie piję, więc spokojnie mogę przekazać ją w twoje ręce. - zaproponowałem. - Musimy się tylko wrócić.
- Niech ci będzie. - mimowolnie zgodziła się Genevieve. Droga upłynęła nam w ciszy.W sumie nie przejmowałem się tym. W ciągu trasy wypaliłem dwa papierosy i za każdym razem zastanawiałem się, czy przypadkiem nie będzie jej to przeszkadzać, ale z jej strony nie było żadnego sprzeciwu. W końcu doszliśmy do domku. Otworzyłem drzwi i uśmiechnąłem się.
- No, to zapraszam w moje skromne progi.
Genevieve weszła do środka i rozejrzała się, po czym oparła się o futrynę drzwi. Ja w tym czasie szukałem już kawy po kuchennych szafkach. W ostatniej z nich znalazłem całe, zamknięte opakowanie i podszedłem z nim do drzwi.
- Trzymaj. - wręczyłem je dziewczynie i poprawiłem okulary.
- Ta, dzięki. - odwróciła się na pięcie i zeszła po schodkach prowadzących do werandy.
- Jak bardzo będziesz wściekła, kiedy zaproponuję ci, że cię odprowadzę? - spytałem ukrywając rozbawienie.

Genevieve? 
Wybacz, że takie krótkie, ale słabo dziś z weną. :/

Od Davida - CD historii Leeny

Był ciepły dzień i jak zwykle z powodu braku popołudniowych zajęć wyszedłem się przejść. Znów towarzyszyła mi muzyka, jednak przez ostatnie wydarzenia teraz nosiłem tylko jedną słuchawkę. Rozejrzałem się dookoła i wyciągnąłem papierosa z paczki schowanej w kieszeni. Szybko go podpaliłem i włożyłem do ust. Momentalnie uspokoiłem się i wyciszyłem. Właśnie miałem skręcać, kiedy usłyszałem głośny wrzask, jęki, a później wołanie o pomoc. Zdziwiony poszedłem w kierunku, z którego pochodziły odgłosy. Po jakiś pięciu minutach drogi, przed sobą zobaczyłem porozrzucane jagody, przwrócony kosz i...Dziewczynę. Tak, rudowłosą dziewczynę, której ręka niepokojąco się wygięła. Przez chwilę stałem w miejscu i niezbyt wiedziałem co robić, aż w końcu zerwałem się do pomocy.
- Bardzo boli? - spytałem podnosząc ją na rękach. Była przytomna, wyglądała jednak na lekko podenerwowaną.
- Trochę...- wyjąkała próbując ruszyć wykrzywioną ręką, na co od razu syknęła z bólu.
- Trzeba to będzie opatrzyć, czy coś...- zastanowiłem się zdezorientowany. Nic nie wiedziałem o medycynie, więc sam na pewno bym jej nie pomógł. - Nie wiesz, kto z obozowiczów zajmuje się urazami?
- Chyba Elisabeth. - mruknęła przez zaciśnięte zęby.
- Nic mi to nie mówi, ale trudno. Trzeba będzie jej poszukać. - postanowiłem i skierowałem się z powrotem na ścieżkę. - Pewnie jest w głównej kwaterze.
Instynkt mnie nie zawiódł, bo właśnie tam znaleźliśmy (jak się później okazało) dowódczynię lekarzy. Z ulgą przekazałem rudowłosą w jej ręce. Wiedziałem, że szybko jej pomoże. Skoro i tak nie miałem nic do roboty, to postanowiłem czekać na koniec zabiegu. Dobrze byłoby się chociaż dowiedzieć, jak ta dziewczyna ma na imię.

Leena? 

Od Genevieve - CD historii Davida

Uśmiechnęłam się słodko. Słodko i sztucznie.
- Obawiam się, że to nie jest twój zasrany interes, kolego - syknęłam w jego stronę przez zaciśnięte zęby, ale najwyraźniej nic sobie z tego nie zrobił, więc spróbowałam innej taktyki. - Świetnie. Chcesz rozmawiać, tak? Okej. Mój brat wyrzucił mnie z domu, ponieważ uważa, że siedzę tylko cały dzień na tyłku, a z naszego miejsca zamieszkania wychodzę, gdy są jakieś imprezy i to jedyny przypadek. Więc wyszłam na spacer, żeby chociaż ten jeden raz się odwalił. Kiedy spotkałam jakiegoś spacerującego durnia, którym, tak w nawiasie mówiąc, jesteś ty, pomyślałam sobie: "Hej! Może uatrakcyjnić sobie ten dzień psując komuś humor?". Ale nie. Twój humor nie dość, że nie został zepsuty to jeszcze przyczepiłeś się mnie jak jakiś cholerny rzep i nie reagujesz, kiedy wyraźnie chcę dać ci do zrozumienia, że mam cię w dupie.
- Właściwie to nie odpowiedziałaś na pytanie - uśmiechnął się lekko, najwyraźniej zbywając moje poprzednie słowa. Serio, inni już by uciekali. No, chyba, bo jeszcze nie doświadczyłam takiego uczucia. Naprawdę, ludzie czepiali się mnie strasznie i usilnie starali się zaprzyjaźnić. Wydzielałam najwyraźniej zbyt przyjazną aurą, chociaż moja dusza krzyczała: "Pieprzcie się wszyscy, złamasy!".
Westchnęłam w końcu, starając się nie stracić kontroli nad sobą, co było niezmiernie trudne. W przeciwieństwie do mojego brata, bardzo często nie potrafiłam zapanować nad moimi emocjami i po prostu wybuchałam niczym Wezuwiusz. Kiedyś nawet zapisałam się na zajęcia kontroli nad gniewem, ale nauczyciel mnie wkurwiał, więc powiedziałam mu parę przykrych słów. Wywalili mnie.
- Wiesz, gdzie można tu zdobyć kawę? - zapytałam, starając się przybrać normalny ton. Jeśli już nie miał zamiaru zostawić mnie w spokoju to postanowiłam chociaż coś na tym zyskać.

David?

Od Christopher'a - CD historii Leeny

Nie mogłem się już powstrzymać i zaśmiałem się głośno. Podałem jej dłoń, a ona złapała ją i podciągnęła się do pozycji stojącej. Szybko otrzepała się, wciąż się uśmiechając, a jednak była cała czerwona.
- Nie jesteś debilką - powiedziałem szerze. - Jesteś po prostu niezdarą.
- No, dzięki, wiesz - przewróciła oczami, idąc dalej, jakby cała sytuacja się nie wydarzyła. Szybko zrównałem jej kroku. - Cały czas potykam się o ten sam korzeń. Ten sam! Rozumiesz?
- Wyjątkowy pech - parsknąłem śmiechem. - Myślę, że powinnaś zaznaczyć czerwonym kolorem to miejsce, abyś zawsze pamiętała, by podnieść nogę.
- Krwią? - zachichotała. - Tak, dobry pomysł. Wykrwawię się, żeby więcej się nie potknąć.
- Nie mówię o krwi. Może być... ketchup - westchnąłem. - Myślisz, że mają tu ketchup?
Wzruszyła ramionami.
- Być może. Kto ich tam wie - zatarła ręce. - Ścigamy się do tamtego drzewa?
Ona naprawdę ma ADHD, pomyślałem, ale ostatecznie skinąłem głową i ruszyliśmy. 

Leena?
Wiem, że jeszcze gorsze od poprzedniego, ale piszę na szybko, ponieważ właściwie mam szlaban, a moja mama może wrócić w każdej chwili xD

Od Leeny do Davida

Obudziłam się późno, co wcale nie jest dla mnie żadna nowością ani czymś nadzwyczajnym. Nie jestem rannym ptaszkiem i nie rozumiem ludzi, którzy uwielbiają wstawać o jak najwcześniejszej porze. To dla mnie... No... Niewykonalne! Co lepsze, na mojej twarzy leżał Quinn, mały lisek, którego znalazłam jeszcze przed przybyciem tutaj. Musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby go zdjąć ze mnie, nie budząc przy tym wszystkich mieszkańców. Quinn szczeka głośno, o tym już się niestety przekonałam na własnej skórze. Nie miałam dzisiaj ochoty na spalanie tostów, więc od razu wyruszyłam w stronę lasu z zamiarem zebrania jagód. Jako zielarka na szczęście rozróżniam te słodkie owocki od trujących świństw. Krzewów owocowych w naszym lesie jest niemało, co stanowi duże ułatwienie dla naszego i tak już ciężkiego życia. Po zebraniu wystarczającej ilości pożywienia przymierzyłam się do wdrapania się na rozłożysty dąb nieopodal, który wydawał się być świetnym miejscem do spałaszowania moich zdobyczy. Już byłam w połowie drogi na jedną ze stabilniejszych gałęzi, gdy moja noga osunęła się i z krzykiem spadłam na ziemię. Quinn, mój niezwykle pomocny i odważny towarzysz z piskiem uciekł w krzaki, a wszystkie jagody wysypały się z mojego koszyka, upiększając runo leśne.
- Szlag! - mruknęłam, spoglądając na prawą rękę. Była wygięta w drugą stronę, jednak złamanie na szczęście (albo i nieszczęście - nie znam się na medycynie) było zamknięte. Otarłam łzy, które mimowolnie napłynęły mi do oczu. W ogóle to ciekawe - byłam teraz bardziej wnerwiona niż przestraszona, a i tak moje powieki były mokre od łez. Kolejny fakt odnośnie dziwnej natury człowieka. A może to my interpretujemy płacz tylko jako oznakę smutku?
- Hej, jest tu ktokolwiek? - wrzasnęłam najgłośniej, jak potrafiłam - Pomóż ktoś, no! - jęknęłam z powodu bólu.


David? :3

Od Davida CD historii Genevieve

- Posłuchaj, jesteś pierwszą osobą, którą tu w ogóle spotkałem, więc może warto by się zapoznać? - zaproponowałem dołączając do dziewczyny.
- Nie. - prychnęła i ruszyła dalej. Nie zwróciłem na to większej uwagi nadal brnąc w swoje.
- David jestem. - uśmiechnąłem się podając jej rękę. Cisza. - A ty?
- Daj mi spokój. - mruknęła nawet na mnie nie patrząc.
- Co ci szkodzi wyjawić mi swoje imię? - zaoponowałem zatrzymując ją. Dziewczyna drgnęła.
- Jak ci powiem, to mnie zostawisz, tak?
- Istnieje taka możliwość, jednak jest ona bardzo mało prawdopodobna.
Towarzyszka przewróciła oczami i odgarnęła włosy robiąc kilka kroków do przodu. Szedłem cierpliwie obok niej rozglądając się dookoła. Było słonecznie, słychać było śpiew ptaków. Gdzieniegdzie coś się poruszyło, ale nie wyglądało na jakieś znaczące zagrożenie. Minęło 15 minut. W końcu zirytowana dziewczyna przystanęła w miejscu.
- Genevieve. A teraz, idź już sobie.
- Czekaj, a ty gdzie będziesz szła?
- Obiecałeś mi coś...
- Powiedziałem, że istnieje możliwość, że sobie pójdę. Nic nie obiecywałem. - uśmiechnąłem się rozbawiony i schowałem komórkę ze słuchawkami do kieszeni spodni.
- A więc, jakie masz plany? - spytałem nadal z uśmiechem na ustach.

Genevieve?

niedziela, 18 października 2015

Od Leeny Cd Christophera

Poczułam wielką sympatię do nowo poznanego mężczyzny, mimo że na pierwszy rzut oka wydawał się zupełnie ode mnie różnić. Był taki... Spokojny. Opanowany. Albo to ja miałam ADHD, albo on ADD. Nie wnikałam w to jednak, ponieważ podskakując żwawo wyprzedziłam go o parę kroków.
- Gdzie pójdziemy? - trochę bardziej pisnęłam niż zapytałam, łapiąc w płuca dużo powietrza. Już zaczynałam się męczyć od tego brykania.
- Nie wiem. Chyba nie ma tu tylu naprawdę wyróżniających się miejsc - wykrzywił lekko kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Przystanęłam, chwytając go za ramię i robiąc sobie odpoczynek.
- No nie ma. - wzruszyłam ramionami ostatkami sił - Jest północna część lasu, albo wschodnia część lasu, ewentualnie możemy odwiedzić centralną jego partię - uśmiechnęłam się szeroko. - Albo po prostu idźmy przed siebie. - wskazałam na wydeptaną przed nami szeroką ścieżkę. Ile na niej było patyków i połamanych gałązek! Nie znoszę ich, bo to one są przyczyną 80% moich bliższych spotkań z glebą. Postanowiliśmy jednak podążyć ową ścieżką i - jak na przekór - musiałam zaliczyć upadek na środku trasy, wywalając się jak długa na ziemię. Nie zauważyłam wystającego korzenia, który był sprawcą już dwóch poprzednich gleb. Ten sam korzeń co zazwyczaj. Policzymy się, wstręciuchu.
Spaliłam buraka i przeturlałam się tak, aby normalnie usiąść na ziemi. Spojrzałam na moje ulubione spodnie, były obdarte, a moje kolana lekko poharatane od upadku. Drobna rana mnie nie przejęła, bardziej zniszczone ładne legginsy. No niby mogę je zacerować w domku, ale i tak będzie to trochę widać.
Wciąż leżałam na ziemi jak jakaś wariatka, trąc czerwone od rumieńców policzki.
- Żyjesz? - zapytał Chris, dobrze ukrywając rozbawienie. Chciałam zachować powagę, ale po chwili wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Tak, tak, żyję! - oznajmiłam, gdy trochę się uspokoiłam - Zabij mnie, jestem debilką.


Christopher? Nocna wena-niewena XD

Od Christopher'a - CD historii Lijtan

Zaśmiałem się cicho. Trzeba było przyznać, że nieźle mnie wystraszyły. 
- Przykro mi, dziewczyny, ale nie jestem tak do końca nowy - rzuciłem im uśmiech pełen politowania. Spojrzały po sobie, wyraźnie zdziwione. - Jestem w Obozie już prawie rok - wyjaśniłem szybko, a one wydawały się być jeszcze bardziej zaskoczone. - Oczywiście, pewnie wcześniej nawet o mnie nie słyszałyście, bo zwykle trzymam się w cieniu lub Lucasa - powiedziałem, mając tu na myśli oczywiście naszego przywódcę. - Jestem doradcą - wytłumaczyłem pokrótce. - Christopher. 
- Lijtan - czarnowłosa wyciągnęła w moją stronę dłoń, którą uścisnąłem. Nie chciałem nią trząchać, ponieważ to byłem przecież dżentelmenem, a na całowanie w rękę było o kilkanaście dekad za późno.
- Elisabeth - przedstawiła się druga, z którą również wymieniłem uściski dłoni.
- Co więc sprawiło, że postanowiłyście mnie napaść? - parsknąłem cichym śmiechem.

Lijtan? Elisabeth?
Brak weny :c 

Od Genevieve - CD historii Davida

Dzień zapowiadał się wyjątkowo nudno. Jak zresztą każdy dzień w Obozie Ocalałych. Minął już prawie rok od kiedy ja i mój brat tutaj trafiliśmy. Tak... Oto był rok pełny beznadziejnych wrażeń i silnej tęsknoty za rodzicami. W tym czasie starałam się usilnie ignorować ludzi, jednak wielu z nich brnęło do mnie niczym ćmy do ognia. Oczywiście, jako ogień podpalałam te paskudne ćmy tak, by więcej się do mnie nie zbliżały. Mój brat, Christopher, był jednak wyjątkowo upierdliwą ćmą i nie dawał mi spokoju.
- Mogłabyś choć raz ruszyć się z domu - mruknął, właśnie wychodząc. Zbliżała się już dwunasta. Dopiero się obudziłam, a on wyglądał, jakby dopiero, co wrócił. Nie rozumiałam jego chęci do wychodzenia tak wczesnym rankiem. To było przecież kompletnie nie poręczne i pewnie bywał często niewyspany, choć nie dawał po sobie tego poznać. Albo nie był? Kto go tam wie?
- Mógłbyś chociaż raz dać mi spokój, dupku - parsknęłam, zapychając sobie usta kolejnym kawałkiem chleba. - Odwal się, CC. Mam dość tego, że ciągle mnie niańczysz. Jestem dorosła, do cholery.
Uniósł brwi, kręcąc jednocześnie głową. 
- Widzę - prychnął i ruszył do swojego pokoju.
Westchnęłam tylko, uznając, że być może miał trochę racji. Nie zastanawiając się, co robię, wstałam i wreszcie wyszłam z tego przeklętego domu, by pozwiedzać przeklęty świat.

Po kilku minutach bezsensownego błądzenia, zobaczyłam jakiegoś chłopaka, którego wcześniej tu nie widziałam. Oczywiście, nie zdziwiło mnie to, ponieważ nie znałam tu prawie nikogo, prócz mojego brata i przywódcy. Tak czy inaczej nabrałam ochotę na odrobinkę wredności. 
Chłopak słuchał muzyki, więc nie mógł usłyszeć mnie, jak podkradłam się do niego od tyłu. Ze złośliwym uśmiechem podniosłam z ziemi patyk i lekko dźgnęłam go w plecy. Podskoczył jak oparzony i odwrócił się. Jego reakcja była wręcz przezabawna, więc wybuchnęłam cichym śmiechem.
- Samotnie błądzenie ze słuchawkami w uszach nie popłaca, co? - ciągle uśmiechałam się nikczemnie. - Przeprosiłabym, gdybym była choć odrobinę skruszona. Jednak nie jestem, więc możesz wracać do swoich spraw, kolego - ponownie zaśmiałam się z mojego psikusa i ruszyłam w swoją stronę.
Nie uszłam, jednak za daleko, ponieważ typek - ku mojej zgrozie - mnie zatrzymał.
- Czekaj! - krzyknął, a ja odwróciłam się, unosząc brwi.

David?

Od Davida

Obudziłem się około pierwszej popołudniu. Jak zwykle musiałem odespać nocną straż. Przeciągnąłem się na łóżku, po czym założyłem okulary, żeby mieć możliwość zobaczenia czegokolwiek. Wstałem i podszedłem do komody, z której wyciągnąłem spodnie i koszulkę. Po chwili już przebrany wychodziłem z domku, z jabłkiem w ręku. Nie należę do wielbicieli wielkich śniadań, więc to mi wystarczyło. Z kieszeni spodni wyciągnąłem telefon z podłączonymi do niego słuchawkami. Szybko włożyłem je do uszu i całkowicie oddałem się muzyce. Wydawało mi się, że jestem całkiem sam, a wokół nie ma nikogo. Uśmiechnąłem się do siebie i ruszyłem dalej. Po drodze sporo myślałem. Mimo tego, że już od tygodnia jestem w obozie, to tak naprawdę nikogo jeszcze nie poznałem. Prócz przywódcy oczywiście. W tej samej chwili przypomnieli mi się moi bliscy, cała moja rodzina, od której przeprowadziłem się, jak tylko osiągnąłem pełnoletność. Czemu? Rodziny wielodzietne z reguły skazane są na niepowodzenie. Miałem trzy siostry i czterech braci. Wszyscy byli znacząco młodsi ode mnie. Każde z nich chciało czegoś innego. Mama pracowała na dwa etaty, żebyśmy mogli godnie żyć, wracała wieczorami przemęczona i słaba, a jednak nadal uśmiechnięta i gotowa do pomocy. Na mnie spadła opieka nad rodzeństwem. Nie było to dla mnie problemem, zabawa z nimi była dla mnie czystą przyjemnością. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ojciec. Całymi dniami przesiadywał przed telewizorem z puszką piwa w ręku. Nie pracował. Był tylko zbędnym balastem dla nas wszystkich. To przez niego się przeprowadziłem. Mimo tylu problemów jakoś sobie radziliśmy, a nasz dom wiecznie wypełniony był radością. Zastanawiało mnie, co się teraz z nimi dzieje. Czy żyją? Teraz było mi wstyd, że ich zostawiłem, ale już nie mogłem cofnąć czasu. Nagle poczułem, że ktoś delikatnie dźgnął mnie od tyłu czymś nieco ostrym. Podskoczyłem jak poparzony i wyjąłem słuchawki z uszu.
- Samotne błądzenie po lesie ze słuchawkami w uszach nie popłaca, co? - usłyszałem za sobą głos i odwróciłem się starając się uspokoić mocno bijące serce.

Ktoś? :) 

Od Christopher'a - CD historii Leeny

Uniosłem brwi, jednocześnie unosząc kąciki ust. Rudowłosa, niska dziewczyna podeszła do mnie żwawym krokiem, uśmiechając się szeroko. Jej oczy błyszczały, kiedy stanęła przede mną. Byłem od niej o wiele wyższy, więc zadarła głowę do góry. Wyglądało to przekomicznie, jakby patrzyła na to trzecia osoba.
- Cześć - przywitałem się. Mieszkaliśmy tu z Gen od ponad roku, a jednak wcześniej nie spotkałem tu tej dziewczyny. Cóż, powiedzieć. Obóz Ocalałych był całkiem spory. - Christopher, a ty? - wyciągnąłem w jej stronę dłoń, którą przyjęła.
- Leena - powiedziała, poszerzając uśmiech, co było rzeczą wręcz niemożliwą. - Często tak spacerujesz?
- Od czasu do czasu - przyznałem, opierając się o drzewo obok. Nie wiedziałem za bardzo, co mam zrobić. W końcu to ona rozpoczęła konwersację, a mi głupio byłoby po prostu odejść, kontynuując spacer. - Może chciałabyś do mnie dołączyć? - zaproponowałem.
- Jasne - za nim zdążyłem zareagować, złapała mnie za ramię i ruszyliśmy dalej. Cóż, zapowiadał się całkiem sympatyczny, aczkolwiek szalony poranek.

Leena?
Potem może się bardziej rozpiszę :P