sobota, 12 grudnia 2015

Od Sekhet

Ciemność. Tak widzę teraz świat. Dla mnie słońce zniknęło, gwiazdy straciły swój blask a księżyc nie wschodzi już co wieczór. Wirus pochłonął wszystko co było mi tak bliskie i co tak bardzo kochałam. Mimo, iż znalazłam się w obozie nie czuję się tu jak w domu. Widzę tych ludzi jak co rano wstają i jak gdyby nigdy nic wykonują swoje codzienne obowiązki. Zachowują się tak, jakby to wszystko co się wydarzyło nigdy nie miało miejsca, a może tylko mi się tak wydaje
Pierwszego dnia zaprowadzono mnie do nowego lokum, w którym miałam spędzić resztę swoich dni. Nie narzekałam bo domek stał raczej na uboczu i wcale nie był przepełniony. Wręcz przeciwnie, prócz mnie mieszkała w nim tylko jedna osoba. Dzięki Bogu. Mimo, że wolę unikać ludzi to teraz było to raczej niemożliwe. Gdy tylko przeszłam przez próg, przede mną pojawiła się szczupła sylwetka. Niechętnie podniosłam wzrok na ową osobniczkę. Wyglądała na radosną i zadowoloną, w dodatku -nie będę kłamać- była bardzo ładna.

- Będziemy mieszkać razem! Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko muzyce jazzowej? Czasami lubię sobie potańczyć. Zgodzisz się, że umieścimy Cię na górze? Będzie Ci tam bardzo wygodnie!- Niemal wszystkie te słowa zostały wykrzyczane. Usta otworzyły mi się w lekkim zdziwieniu, lecz zaraz otrząsnęłam się. Nie zdążyłam wejść do środka a już zasypuje mnie pytaniami. Nawet nie znam jej imienia.
– Sekhet. - mruknęłam nie ukrywając grymasu na twarzy i mijając dziewczynę. Bez dalszej paplaniny pokonałam schody i zaszyłam się na poddaszu. Wcale nie czułam, że zrobiłam coś źle. Ba, byłam z siebie dumna, że ta „rozmowa” nie potoczyła się za długo. Niestety, moje zadowolenie nie trwało długo, gdyż sąsiadka z dołu zaraz zaczęła pukać do moich drzwi. Uchyliłam je niechętnie wpuszczając dziewczynę do środka. Była cała czerwona, wszystko wskazywało na to, że to początek niezbyt dobrej znajomości.

- Crystal jestem. Mam nadzieję, że to pierwsza i ostatnia taka akcja z twojej strony. – Wycedziła przez zęby. Kipiała z niej wściekłość. Nie powiem, miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę śmiechem. Z trudem opanowałam się i szybko pokiwałam głową w geście zrozumienia. Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną ale pocieszałam się tym, że jej skóra przybrała ludzki kolor. Dzięki Bogu, inaczej musiałabym przepraszać na kolanach. Porozmawiałyśmy chwilę, podzieliłyśmy się obowiązkami aż w końcu nadeszła ta chwila gdy brunetka opuściła mój pokój. W końcu miałam czas na odpoczynek i zadomowienie się w pomieszczeniu . Nie był ono za duży, ani za małe, po prostu w sam raz. W dodatku pokój przypominał mi ten, w którym niegdyś mieszkałam. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam w hamaku zawieszonym tuż nad sufitem. Obudziwszy się następnego ranka byłam bardzo wypoczęta. Pierwszy raz od dłuższego czasu naprawdę się wyspałam. Wzięłam prysznic i przebrałam się. Gdy miałam już opuścić dom zauważyłam na szafce jabłko z przyklejoną karteczką „wrócę za jakiś czas”. Nie myśląc nad genezą owej notatki chwyciłam ją razem z owocem i wyszłam na zewnątrz. Słońce świeciło lecz dzień był zimny. Postanowiłam pozwiedzać. Polana, na którą udałam się najpierw tak mnie urzekła, że spędziłam na niej cały dzień. Leżałam wśród kwiatów i trawy pogrążona w myślach gdy ni stąd ni zowąd ktoś postanowił zakłócić mój spokój.

-Nowa..?- ozwał się jakiś męski, lecz miły dla ucha głos. Otworzyłam jedno oko by upewnić się kogo zaraz rozszarpię, przez naruszenie mojej przestrzeni prywatności. Stał nade mną i wlepiał we mnie swój wzrok. Nie ukrywam, że wyglądało to tak, jakby patrzył na posiłek.

-Tak, bynajmniej tak mi powiedzieli. – Wydukałam siadając.

( Któryś z mężczyzn, hm?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz