- Wiem, czemu - rzuciłem niespodziewanie, po czym, jak gdybym był u
siebie, położyłem się na całej długości kanapy, zakładając ręce za
głowę.
Mimika twarzy Genevieve wyraźnie sygnalizowała jej niezadowolenie. Warknęła tylko cicho pod nosem i patrzała na mnie z uwagą, czekając na kolejny ruch.
- Wiesz, czemu co? - odparła z grymasem na ustach.
- Wiem, czemu rodzice kochali bardziej twojego brata.
- Oh, oświeć mnie. Bo wcale właśnie nie powiedziałam ci swojego założenia.
- Naturalnie, że powiedziałaś. Jednak ja również mam swoje założenie - uśmiechnąłem się ironicznie. - Więc mówisz, że byłaś znana w swojej szkole?
- Chyba głuchy nie jesteś.
- Taa.. Robiłaś, co chciałaś, bo byłaś popularna i byłaś popularna, bo robiłaś, co chciałaś. W porządku. Ale czy to właśnie nie takich ludzi społeczność nienawidzi?
- Jak mnie nienawidzili, to jakim cudem byłam popularna? - rzuciła.
Zaśmiałem się cicho.
- Nastolatkowie nie są dobrym materiałem do porównania ich do reszty społeczności. Ze względu na ich niedostatecznie dojrzałe zachowanie.
- Tak, wmawiaj sobie - spojrzała zniesmaczona w stronę okna.
Podniosłem się do pozycji siedzącej i oparłem łokcie o kolana, przyglądając się uważnie reakcji Gen.
- Kiedy ostatnio z kimś byłaś? - powiedziałem poważnie.
Kobieta automatycznie przeniosła na mnie swój wzrok, a jej cierpliwość ewidentnie sięgała zenitu.
Dobrze.
- A ciebie co to do cholery obchodzi? - warknęła.
- Czyli dawno.. - wyprostowałem się i wziąłem ostatni łyk kawy.
- W co ty ze mną grasz, Avery?
- W nic - podniosłem brwi i pokiwałem przecząco głową. - Absolutnie nic...
- Tak też myślałam - odchrząknęła.
Uśmiechnąłem się szeroko i jak poparzony wstałem z kanapy. Bez zastanowienia ruszyłem w stronę drzwi, otwierając je szeroko, po czym stanąłem za progiem, odwrócony przodem do wnętrza budynku. Kobieta podeszła do mnie.
- Nie rób sobie wrogów, Gen. Nie warto - rozejrzałem się po lesie. - Tutaj? Tutaj tylko sobie zaszkodzisz.
Uniosłem kąciki ust i zszedłem ze schodów. Nim zniknąłem z jej zasięgu wzroku, odwróciłem się za siebie, by sprawdzić czy wciąż tam stoi. Chwilę trwało zanim zamknęła drzwi, a ja się oddaliłem.
Mimika twarzy Genevieve wyraźnie sygnalizowała jej niezadowolenie. Warknęła tylko cicho pod nosem i patrzała na mnie z uwagą, czekając na kolejny ruch.
- Wiesz, czemu co? - odparła z grymasem na ustach.
- Wiem, czemu rodzice kochali bardziej twojego brata.
- Oh, oświeć mnie. Bo wcale właśnie nie powiedziałam ci swojego założenia.
- Naturalnie, że powiedziałaś. Jednak ja również mam swoje założenie - uśmiechnąłem się ironicznie. - Więc mówisz, że byłaś znana w swojej szkole?
- Chyba głuchy nie jesteś.
- Taa.. Robiłaś, co chciałaś, bo byłaś popularna i byłaś popularna, bo robiłaś, co chciałaś. W porządku. Ale czy to właśnie nie takich ludzi społeczność nienawidzi?
- Jak mnie nienawidzili, to jakim cudem byłam popularna? - rzuciła.
Zaśmiałem się cicho.
- Nastolatkowie nie są dobrym materiałem do porównania ich do reszty społeczności. Ze względu na ich niedostatecznie dojrzałe zachowanie.
- Tak, wmawiaj sobie - spojrzała zniesmaczona w stronę okna.
Podniosłem się do pozycji siedzącej i oparłem łokcie o kolana, przyglądając się uważnie reakcji Gen.
- Kiedy ostatnio z kimś byłaś? - powiedziałem poważnie.
Kobieta automatycznie przeniosła na mnie swój wzrok, a jej cierpliwość ewidentnie sięgała zenitu.
Dobrze.
- A ciebie co to do cholery obchodzi? - warknęła.
- Czyli dawno.. - wyprostowałem się i wziąłem ostatni łyk kawy.
- W co ty ze mną grasz, Avery?
- W nic - podniosłem brwi i pokiwałem przecząco głową. - Absolutnie nic...
- Tak też myślałam - odchrząknęła.
Uśmiechnąłem się szeroko i jak poparzony wstałem z kanapy. Bez zastanowienia ruszyłem w stronę drzwi, otwierając je szeroko, po czym stanąłem za progiem, odwrócony przodem do wnętrza budynku. Kobieta podeszła do mnie.
- Nie rób sobie wrogów, Gen. Nie warto - rozejrzałem się po lesie. - Tutaj? Tutaj tylko sobie zaszkodzisz.
Uniosłem kąciki ust i zszedłem ze schodów. Nim zniknąłem z jej zasięgu wzroku, odwróciłem się za siebie, by sprawdzić czy wciąż tam stoi. Chwilę trwało zanim zamknęła drzwi, a ja się oddaliłem.
Gen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz