Zasnąłem zaraz po tym jak ciemnowłosy opuścił mój pokój. Sam już nie wiedziałem, czy to ja miałem się nim opiekować, czy oną mną. W każdym bądź razie od czasu, kiedy wyjechał mi z tym leżeniem nago to wiecznie czułem jakby mnie obserwował i czaił się na mnie gdzieś w szafie. Nie myślałem, ze byłoby to złe, ale nie przywykłem do takich sytuacji. Słyszałem tylko jak kule obijają się o panele i cichną w pokoju przeznaczonym dla mężczyzny. Wtuliłem się bardziej w poduszkę i po niedługim czasie zasnąłem.
~~~Jakiś tydzień później~~~
William z każdym dniem wracał do zdrowia, a i rana goiła się odpowiednio z czego byłem niezwykle usatysfakcjonowany. Oczywiście cały ten tydzień wypełniony był dziwnymi akcjami i komentarzami, przez które musiałem gapić się w ścianę albo okno, aby ciemnowłosy nie widział moich rumieńców. Tak się zapowiadały najbliższe dni i choć mężczyzna nie skąpił mi dowcipów i komplementów to już stawał się nieco... uciążliwy. Być może dlatego, że ja wciąż nie mogłem się przy nim wyluzować. Tak, to na pewno było to. Pewnej jesiennej nocy śniła mi się rzecz niezwykle dziwna. Morze... czysta i jasna plaża pełna kolorowych muszelek i bursztynów, świeże morskie powietrze i chłodna bryza, ale o dziwo... żadnych zombiaków i kogokolwiek w okolicy. Słońce tak przyjemnie ogrzewało ciało... super sprawa. Co było dziwne w tym śnie? Obecność mojego pacjenta. Też był na plaży, ale zaraz coś w oddali morskiej zahuczało. Nad morzem utworzyła się ciemna, burzowa chmura. O ziemię i wodę ciskały niebiańskie gromy. Nad morzem zaczął się sztorm i wtedy hałas zaczął się nasilać. W końcu ponownie zamknąłem oczy i otworzyłem je ponownie, ale już w swoim pokoju. Przymulony byłem jak nie wiem co. Podniosłem się z łóżka i spojrzałem za okno. Ogromna zawierucha. Deszcz łomotał o szyby i dach, wiatr trząsł całym domem. Zbliżała się burza. Zapewne pobladłem jak trup. Nienawidziłem takiej pogody, a jak jeszcze była w nocy to już sen mogłem sobie podarować. Zawinąłem się szczelnie w kołdrę, ale już po kilku minutach dało się słyszeć ciężkie pomruki grzmotów. Po ciele przyszły mi ciarki. W takich sytuacjach zwykle zwiewałem do piwnicy, gdzie szukałem sobie zajęcia, ale kiedy nieco oprzytomniałem przypomniałem sobie o obecności Williama. Zapewne mężczyzna dawno już spał, ale jego obecność na pewno pomogłaby mi zasnąć, lecz kiedy tylko ten pomysł wpadł mi do głowy to od razu skarciłem się w duchu. Przecież zawsze byłem niezależny i umiałem sobie poradzić sam, więc na początku wymknąłem się z łóżka i zszedłem po cichutku do piwnicy. Mogłem sobie jednak pomarzyć o tym, by tam spędzić noc. Spaliła się żarówka, a w ciemnej piwnicy wcale, a wcale nie miałem ochoty przebywać. Cofnąłem się więc pospiesznie i udałem do kuchni. Sam nie wiedziałem po co. Zastanawiałem się co zrobić. Cały czas coś mi mówiło " Idź do Willa. Co ci szkodzi? Przecież cię nie wygodni. Lubi cię i ma u ciebie dług. " i tym podobne. Długo sterczałem w kuchni. Czułem jak serce mocno łomota w mojej klatce piersiowej. Czemu akurat wtedy musiała być ta głupia burza? Westchnąłem cichutko i na paluszkach wszedłem do pokoju Williama. Spał. Od razu się wycofałem i znów znalazłem się w swoim pokoju. Usiadłem po turecku na łóżku, okryłem kołdrą i tak chciałem siedzieć, aż do czasu kiedy zawierucha przejdzie, ale wiecznie przechylałem się z boku na bok, przysypiając. Znów spróbowałem. Wstałem, poszedłem do pokoju chłopaka i próbowałem się wcisnąć do niego pod kołdrę tak, żeby go nie obudzić, ale nie było dla mnie miejsce, bo się rozwalił na całej jego szerokości. Znów zrezygnowany wróciłem do punktu wyjścia. Byłem taki senny, a strach uniemożliwiał mi zaśnięcie. W końcu za trzecim razem udało mi się zebrać w sobie na tyle, aby obudzić ciemnowłosego. Myślałem wtedy, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi i wyleci przez okno albo komin. Widać było, że William nie był zadowolony z faktu, że go obudziłem i to z powodu deszczu i zawieruchy. Mimo to pozwolił mi pospać ze sobą. Z zacieszem wlazłem ochoczo pod kołderkę i już miałem sobie zasnąć zaraz na kraju zupełnie uspokojony, a tu nagle błysk i bardzo cichy grzmot. Chciałem przytulić się do mężczyzny. Na szczęście William okazał się niezwykłym dobrodziejem i pozwolił mi się przytulić. Objąłem go w pasie i wtuliłem twarz w jego ciepłe plecy. Słyszałem bicie jego serduszka, które było dla mnie jak kołysanka i sam nawet nie wiedziałem kiedy odpłynąłem do krainy Morfeusza.
~~~Rankiem~~~
Jasne i ciepłe słoneczko wepchnęło poranne promyczki do pokoju rozświetlając wieczorne wspomnienie o burzy. Otworzyłem lekko powieki i drgnąłem czując coś miękkiego pod głową. Na pewno nie była to poduszka. Podniosłem głowę i o mało co nie dostaję zawału. Spałem centralnie na William'ie, a raczej na jego klacie. On zaś obejmował mnie ramieniem w talii. Spojrzałem na jego śpiące oblicze. Cała twarz zaszła mi nieposkromionym rumieńcem i spróbowałem wydostać się z objęć mężczyzny na co on tylko mruknął:-Haruś... - ze strachem spojrzałem znów na jego twarz -... idź zrób śniadanko. Ja wstanę będę głodny. - wymruczał, wypuścił mnie i obrócił się tyłem do promieni.-Um... dobrze. - szepnąłem i cichaczem opuściłem jego pokoik. Poczłapałem do kuchni i rozciągnąłem się lekko. Zajrzałem do lodówki. Miałem już pomysł na śniadanko. Prawdziwa domowa jajecznica z mlekiem, bekonem i kiełbasą. Wszystkie składniki wyłożyłem na blat w kuchni i ładnie nakryłem stolik. Zabrałem się za przygotowywanie jedzenia. Kiedy akurat kończyłem usłyszałem obijające się o podłogę kule. Nasz śpioszek się obudził. Podszedł do mnie zwinnie i objął mnie od tyłu robiąc niezwykle zgrabny manewr kulami. Oparł lekko brodę na moim ramieniu i powiedział cicho:-Ja się nie dziwię, że tu pospać nie można jak takie smakołyki niosą zapach po całym domu. - uśmiechnął się.-Ja widzę zaś, że coraz lepiej posługujesz się swoimi zabaweczkami. - uśmiechnąłem się lekko. Nie wiem czemu, ale kiedy mnie przytulał to jakoś nie miałem ochoty go odrzucać. To było takie... fajne.
( William? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz