Stałem sobie właśnie w radosnym nastroju w radosnej kolejce do wzięcia jakiegoś żarełka czy coś podobnego. Obok mnie o blat opierała się Chloe. Dyskutowaliśmy właśnie o różnicach między kolorem karmazynowym, a różowym. Ja nie widziałem żadnych, ale byłem facetem, więc oczywiście nie miałem prawa głosu. Za to dziewczyna nie skrywała swojego oburzenia, jakim to jestem idealnym przykładem typowego gościa. No, hej. Tylko geje rozróżniają barwy, nie?
Tak czy inaczej, szybko dostałem swój posiłek, który miał starczyć mi na kilka dni. Pożegnałem się z Chloe, która życzyła mi szczęścia w mojej wyprawie, a raczej starała przekonać się mnie, żebym nigdzie nie szedł. W końcu mogłem zginąć, a to nie byłoby już przyjemne. Wzruszyłem tylko ramionami, mówiąc, że i tak nic ciekawego nie wydarza się w moim życiu, od kiedy Gen się wyprowadziła.
Ruszyłem ścieżką prowadzącą do mojego domu, by dokonać tam ostatnich przygotowań. W sumie to nie zaszedłem nawet daleko, kiedy coś gwałtownie wpadło na mnie, wytrącając mój koszyk z jedzeniem. Nic się nie rozsypało, więc szybko go podniosłem, a swoją uwagę skupiłem na dziewczynie, która uderzyła we mnie, jak torpeda. Siedziała teraz na ziemi, rozglądając się dookoła.
Spojrzałem na nią niepewnie. Wydawała się lekko rozkojarzona. W oczach miała łzy. Rany, naprawdę robiłem takie nieprzyjemne wrażenie? Od tego powinna być moja siostra. Zawsze starałem się być sympatyczny i uczciwy wobec innych. A tu wychodzi na to, że ludzie się mnie boją. Po prostu zajebiście, pomyślałem, wyciągając dłoń w kierunku nieznajomej.
- Hej - zacząłem ostrożnie. - Jestem Christopher. Nie musisz się bać, wiesz?
Odchrząknęła, przyjmując moją dłoń. Szybkim ruchem podciągnąłem ją do góry, aż się zachwiała. Przeszła kilka kroków w tył i w tym momencie zauważyłem, że jest ubrana dosyć dziwnie. W ogóle była jakaś dziwna. Nie to, żebym to ja był od oceniania ludzi. Ale osoby, które są naturalnie siwe, a nie podchodzą jeszcze do sześćdziesiątki, wzbudzają zainteresowanie.
- Nie boję się - odparła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Rozejrzała się wokół, jakby ktoś ją gonił. Ponownie odchrząknęła. Hm, może miała kaszel? - Wybacz, ale muszę już lecieć.
- Ej, ej. Nie uciekaj - złapałem ją za ramię, a ona lekko drgnęła, ale się zatrzymałam. - Powiedz chociaż, jak masz na imię i przed czym tak starasz się uciec - uśmiechnąłem się zachęcająco. - Wybacz, ale wyglądasz, jakby groziło ci jakieś niebezpieczeństwo, a ja muszę zachować podstawy moralne i ci pomóc. Więc powiedz, nieznajoma, o co chodzi?
Sekhet? Chris nie gryzie :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz