Westchnąłem ciężko. Dziewczyna nie dość, że była dziwna to jeszcze odrobinę irytująca. Ale, hej, nie byłem moją siostrą. Postanowiłem mimo to dać jej szanse. Byłem przecież psychologiem, nie? Znaczy się, zacząłem studia psychologiczne, ale to wcale nie było ważne. Zawsze lubiłem dowiadywać się o ludziach, jak najwięcej, a Sekhet była chodzącą tajemnicą. Miło będzie ją rozszyfrować.
- Mogę ci odpowiedzieć, jak chcesz - odrzekłem po pewnym czasie, starając się brzmieć odrobinę głośnej, bo deszcz lunął już całą swoją siłą. Cóż, najwyraźniej trochę tu postoimy. Przynajmniej ja. Dziewczyna miała chyba na to wszystko wywalone. - Wybieram się na kilka dni poza granice Obozu.
Spojrzała na mnie, a jej oczy otworzyły się szeroko.
- Serio? Takie niby wakacje? - uniosła brwi. - Fajnie. Jesteś jakimś wojownikiem, czy coś, że tak chętnie się tam wybierasz?
Uśmiechnąłem się pobłażliwie, ale raczej ta pobłażliwość była skierowana do mnie. Jezu, faktycznie. Moje życie było beznadziejne i dodatkowo mogłem niedługo umrzeć. Szczególnie, że moje umiejętności walki nie były nigdy szczególnie wysokie, chyba, że chodziło o szermierkę. W takich walkach byłem niepokonany. No, dobra. Może niekoniecznie, ale zawsze to jakaś opanowana umiejętność.
- Niezbyt - wzruszyłem ramionami. - Jestem doradcą.
- Ach, no to powodzenia - mruknęła sarkastycznie. - Pewnie całe dnie siedzisz przy papierach. Ciekawe, jak długo pożyjesz tam, po drugiej stronie.
- Nie jestem, aż taki beznadziejny! - odparłem urażony. - Nie martw się o mnie, dam sobie radę.
- Jak uważasz - powiedziała obojętnym tonem.
Nagle wpadłem na tak absurdalny pomysł, że miałem ochotę zdzielić się w łeb. Nie, dopiero ją poznałem. Tak nie wypada - pomyślałem sobie. Ale z drugiej strony...
- Hej, Sekhet - uśmiechnąłem się do niej niewinnie. - Patrz, ty uciekasz przed tymi z lecznicy, a ja wyjeżdżam. Może zabrałabyś się ze mną? Będzie fajnie.
Sekhet? Ty masz brak weny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz