- Panie Chris - zacząłem, a on skrzywił się na to określenie - Jeszcze mnie do powaliło do reszty! Myślisz, że temu siedziałem na tym drzewie od bitych 5 godzin?! Żeby teraz iść sobie wybijać zombiaki samym nożem?!
Nie odpowiedział nieco zaskoczony moją zmianą zachowania.
- Możesz mi co najwyżej towarzyszyć w drodze powrotnej bo jak przypuszczam w kąpieli nie masz zamiaru, a o tym tylko marzę - rzuciłem
Westchnął, skrzywił się, wolno wstał.
- Okej, niech będzie - stwierdził trochę niechętnie
- Nieźle się poturbował - bąknąłem patrząc w kierunku, z którego przyszedłem
- Jak mu zwiałeś? - zapytał kiedy wlekliśmy się już w kierunku obozu
- Kanibale się na niego rzuciły - wyjaśniłem
- Tak po prostu? A ty żyjesz? - zapytał zerkając na mnie
- Mam szczęście, 9 żyć jak kot - odpowiedziałem lekko się uśmiechając
Byliśmy koło muru otaczającego obóz. Przynajmniej w lesie za nami zrobiło się nieco ciszej, jednak z burzowych chmur, które już od dłuższego czasu przysłaniały niebo w końcu zaczął kropić deszcz.
- Jak tak Ci się nudzi to możesz się ze mną wybrać za dwie godziny do miasta po dostawę. Wyglądasz na kogoś kto da radę trochę udźwignąć - powiedziałem naciągając kaptur na głowę.
< Chris?>
Tak, tak, wiem, mało kreatywne, w ogóle kupa, muszę napisać jeszcze kilka ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz