Ktoś mądry kiedyś powiedział "Nie to jest ważne, by krytykować przeszłość, lecz
aby swój własny wysiłek włożyć w lepszą przyszłość".
Zawsze uważałem, iż branie dosłownie tego przysłowia, czy raczej mógłbym
powiedzieć zdania, nie bardzo mającego związek z teraźniejszym światem, jest
dość głupim pomysłem. Zważywszy, że na dzień dzisiejszy w przyszłości nie czeka
nas nic wielkiego, niesamowitego. Nie wiemy jakie wspaniałe zjawiska i nowe
wynalazki mogłyby powstać. I dlatego też nie ma sensu rozmyślać nad tym nie
wiadomo jak bardzo irracjonalnym stwierdzeniem, że ludzkość ma szansę
powrócić do normalności.
Czego są nikłe szanse, naturalnie. Jednak wiele jest głupich, gdzieś tam wciąż
żyjących w nadziei na lepsze jutro. I nie można ich winić za to, że pragną
normalnego życia. Bo któż by go nie chciał? Lecz nie możemy sobie
pozwolić na zatracanie się w takich myślach, kiedy wokół nas czyha
niebezpieczeństwo.
Co, jeśli się przedostaną...?
Cóż, oby do tego nie doszło.
Biegałem po lesie, żeby poprawić formę. Ostatnio trochę to odwlekałem
ze względu na przeprowadzkę. Raz na jakiś czas zdarza się wymówka:
"Dobra, jutro to nadrobię". Ale każdy tak ma. Przysięga sobie, że coś
zrobi, zrobi to na pewno, w stu procentach. Jednak gdy przyjdzie czas,
odwleka to na później, na dzień kolejny i w kilku przypadkach w końcu
do tego nie dochodzi. Jednak ja taki nie jestem. Kiedy postanowię, ma
to być wykonane. Bez dwóch zdań.
Wymijając kolejno każde z drzew, nagle w tle mignęło mi coś innego
koloru, co wyróżniało się z panoramy. Spojrzałem w tamtą stronę i
ujrzałem kobietę, która wyraźnie była zdenerwowana. W takich wypadkach
powinno się raczej trzymać z daleka od płci pięknej, jednak instynkt
samozachowawczy był silniejszy. Nawet będąc aż 30 metrów od nieznajomej
byłem w stanie usłyszeć siłę jej złości. Z każdym krokiem sytuacja
stawała się jaśniejsza. Kobiecie wypadły książki, które prawdopodobnie
siedziały w spokoju w kartonowym pudle. Do czasu, aż jakimś cudem
wylądowały na zimnej ziemi. Gdy znalazłem się dostatecznie blisko ta
spojrzała na mnie spod byka.
- Mógłbyś łaskawie pomóc? - rzuciła nagle, odwracając szybko wzrok w stronę porozrzucanych podręczników.
- Jasne, nie ma sprawy - odparłem po dłuższej chwili.
Kucnąłem, wkładając pod pachę kilka książek. W międzyczasie
przyglądnąłem się kobiecie w potrzebie. Była naprawdę piękna. Na jej
delikatną twarz opadały kosmyki rudych włosów, a całość podkreślały
duże ciemne oczy.
- Hej, żyjesz tam? - widziałem pstrykające palce przed moją twarzą.
- Hmm? - zmarszczyłem brwi, oprzytomniając. - Taa, chodźmy.
Czym prędzej pozbieraliśmy się z ziemi i ruszyliśmy wgłąb lasu. Drzewa pachniały wspaniale, a pogoda dopisywała.
Żyć nie umierać.
- Więc.. Dokąd zmierzamy? - odparłem, spoglądając na towarzyszkę.
<Gen? ;p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz