Dziwnie było tak chodzić po pustym domu i nie słyszeć zgryźliwych komentarzy oraz nie czuć zapachu kawy. Ostatnim razem, kiedy w taki sposób rozstawałem się z Genevieve, wyjeżdżałem na studia. W sumie wtedy mało ją to obeszło. Miała szesnaście lat, co tydzień nowego chłopaka i naprawdę wysokie poczucie własnej wartości. Oczywiście, tego ostatniego nie potrafiła się pozbyć. Arogancja była u niej niczym, jak nałóg, który trudno było jej rzucić. Postanowiła tego nie robić, więc skończyła, tak jak skończyła. Daleko ode mnie, swojego starszego brata, który mógłby bronić swojej małej siostrzyczki.
Otworzyłem ciemnobrązowe drzwi prowadzące do jej starego pokoju. Był prawie całkowicie opustoszały z rzeczy prywatnych. Zostały tylko meble, które bez odpowiednich dekoracji wydawały się szare i nieciekawe. Od razu było widać, iż jest to miejsce niezamieszkane. Gen wprowadzała do niego życie, na swój dziwny, genowaty sposób.
Obiecałem jej, że odwiedzę ją w następnym tygodniu. Nie była specjalnie zadowolona, najpewniej licząc na spokój i odpoczynek ode mnie. Co mogłem, jednak poradzić? Przyrzekłem rodzicom, że będę się nią opiekować i bynajmniej nie zamierzałem łamać danego słowa, nie ważne, jak bardzo Gen by narzekała. Jednakże czułem, że powinienem przestać tak bardzo wtrącać się w jej życie i wreszcie zająć się swoim. Przez te ostatnie lata, od Wielkiego Wybuchu, raczej nie miałem na to czasu i ochoty. Teraz postanowiłem to zmienić i ruszyć swoje życie, tak aby chociaż postarać się go nie zmarnować.
Pierwsze kilka dni minęły spokojnie, bez przeszkód. Trochę tęskniłem, fakt, jednak nie zamierzałem krzyczeć o tym na prawo i lewo. Zacząłem częściej spacerować oraz zajmować się swoimi obowiązkami. Być może nie były one specjalnie ważne, ale zawsze miałem zapełniony dzień. Życie nie wyglądało, jednak różowo z oczywistych przyczyn. Ciągłe powtarzanie się tego samego schematu mogło doprowadzić do irytacji nawet mnie. Miałem już serdecznie dosyć.
Postanowiłem coś zmienić. Może nigdy nie walczyłem tak świetnie, jak moja siostra, ale na pewno nie byłem łamagą. Prawie od razu do głowy wpadł mi szalony pomysł, bym kilka dni spędził poza bezpiecznymi granicami Obozu Ocalałych.
Z tą myślą ruszyłem do stołówki, żeby zdobyć trochę pożywienia i picia na drogę. Moja "przygoda", jeśli tak mogłem ją nazwać, miała pozostać całkowicie utajniona. Trzy, cztery dni i byłbym z powrotem, więc nie było się też o co martwić. Chciałem, jednak zobaczyć, jak wygląda życia poza granicami Obozu.
Ktoś dokończy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz