Zabierałam się za przygotowania do wyprawy poza tereny obozu. Tak, kolejnej w tak małym odstępie czasu. Potrzeba więcej broni, jedzenia... właściwie wszystkiego. Rozłożyłam wszystkie potrzebne rzeczy i sprawdziłam czy wszystko mam. Jedzenie, woda, leki, bandaże, noże, łuk, strzały, naboje, wszelka broń palna. Chciałam zabrać jeszcze granaty, ale nie jestem do końca pewna, czy to dobry pomysł. Dobra, jeszcze tylko jakaś mapa i mogę ruszać. Tylko gdzie ona jest?
Przeszukałam chyba cały dom! Nawet zrobiłam przesłuchanie Seth'owi (nigdy nic nie wiadomo). Cóż, może świecenia lampą w oczy to nie jest dobry pomysł, ale przynajmniej dowiedziałam się, że ma ją Cezar. Głupia zapomniałam, że przychodził niedawno po mapę. Ups.
Pospiesznie założyłam glany (niezawodne na niebezpiecznych wycieczkach) oraz wojskową kurtkę i skierowałam się w stronę domu Cezara.
Byłam już mniej więcej w połowie drogi, kiedy usłyszałam czyjś krzyk. Nie było to wołanie o pomoc albo nawet wrzask strachu, ale sprawdzić nie zaszkodzi. Jeśli się nie mylę, pochodził mniej więcej ze strony wejścia. Tam też poszłam. Na szczęście mój słuch jest niezawodny i rzeczywiście kilka metrów od jaskini stał jakiś chłopak. Zmierzyłam go wzrokiem szukając jakichś oznak zarażenia. Chyba jest o zdrowych zmysłach. Ma trochę ran, ale to nic wielkiego.
- Ja jestem. - podniosłam zgiętą rękę. - A ty to...?
- Kasper. - westchnął, jakby był już zmęczony powtarzaniem swojego imienia.
- Chodź, Kasprze, wybierzesz sobie jakiś domek i stanowisko. - po tych słowach odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę najbliższego domku.
Była nim piątka, czyli mój i Seth'a. Są porozrzucane po całym terenie obozu, zamiast stać w rzędach - jest to ustawienie bardziej strategiczne, niżeli estetyczne.
Stanęliśmy przed domkiem w odległości kilku merów. Spojrzałam wyczekująco na Kaspra, a ten wzruszył ramionami.
- Ten jest ok.
- To dobrze, bo ktoś musi ogarnąć Seth'a. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Kim jest Seth?
- Współlokatorem.
Chłopak pokiwał głową bez słowa. Weszliśmy do domu.
- Dobra, to jakie stanowisko chciałbyś pełnić? - zapytałam sadowiąc się na kanapie.
Byłam już mniej więcej w połowie drogi, kiedy usłyszałam czyjś krzyk. Nie było to wołanie o pomoc albo nawet wrzask strachu, ale sprawdzić nie zaszkodzi. Jeśli się nie mylę, pochodził mniej więcej ze strony wejścia. Tam też poszłam. Na szczęście mój słuch jest niezawodny i rzeczywiście kilka metrów od jaskini stał jakiś chłopak. Zmierzyłam go wzrokiem szukając jakichś oznak zarażenia. Chyba jest o zdrowych zmysłach. Ma trochę ran, ale to nic wielkiego.
- Ja jestem. - podniosłam zgiętą rękę. - A ty to...?
- Kasper. - westchnął, jakby był już zmęczony powtarzaniem swojego imienia.
- Chodź, Kasprze, wybierzesz sobie jakiś domek i stanowisko. - po tych słowach odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę najbliższego domku.
Była nim piątka, czyli mój i Seth'a. Są porozrzucane po całym terenie obozu, zamiast stać w rzędach - jest to ustawienie bardziej strategiczne, niżeli estetyczne.
Stanęliśmy przed domkiem w odległości kilku merów. Spojrzałam wyczekująco na Kaspra, a ten wzruszył ramionami.
- Ten jest ok.
- To dobrze, bo ktoś musi ogarnąć Seth'a. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Kim jest Seth?
- Współlokatorem.
Chłopak pokiwał głową bez słowa. Weszliśmy do domu.
- Dobra, to jakie stanowisko chciałbyś pełnić? - zapytałam sadowiąc się na kanapie.
Kasper?
Wiem jakie stanowisko, ale nie chce mi się dalej pisać xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz