Rozejrzałam się wokół siebie, lekko zdezorientowana. Musiałam przysnąć, zmęczona całym tym dniem "pełnym wrażeń" chociaż pasowały do niego bardziej takie określenia, jak: "koszmarny", "zabójczy" lub "beznadziejny". Zresztą to już nie było ważne, ponieważ owy dzień przerodził się w podobną do siebie noc, czyli również niezbyt atrakcyjną. Sugerował to radosny zombiaczek leżący tuż przy moich stopach. Może nie byłam najmądrzejszą osobą na świecie, ale szybko domyśliłam się, że mutant próbował mnie zabić.
- Wiesz, chyba powinnam ci podziękować - szepnęłam w stronę Cezara, który odwrócił się do mnie z uniesionymi brwiami. Tak, to bez wątpienia nie było w moim stylu. - Nie ciesz się tak. Powiedziałam, że "powinnam", a nie, że to zrobię. Tak czy inaczej, jesteś winny za zniszczenie mojej ulubionej bluzki, która jest teraz oblepiona krwią pana Piranii, a to naprawdę ciężko zmyć - podkreślając swoje słowa walnęłam go mocno w ramię, tak, że lekko się zachwiał. Przez to wszystko zapomniałam o mojej ręce, która nagle odezwała się z większym bólem, niż do tej pory. Syknęłam cicho, przyglądając się jej uważnie. Rana nie wyglądała zbytnio bezpiecznie. A co jeśli zakażenie już zdążyło się wdać? Powinnam była, jednak pogrzebać tam tym nożem, nie ważne, jak bardzo było to obrzydliwe.
- Co ci się stało? - zapytał Cezar, przyglądając się wewnętrznej stronie mojego prawego ramienia. Szybko zasłoniłam je, przyciągając rękę do siebie.
- Nie ważne. Teraz chciałabym po prostu wrócić już do domu - westchnęłam, nie wierząc w to, co zamierzałam zaraz powiedzieć. - Nie mam odpowiedniej broni, więc... Byłbyś tak łaskawy, by eskortować mnie do mojego domu? To nie daleko, tak sądzę.
Cezar? Weny brak :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz