poniedziałek, 28 grudnia 2015

Od Sekhet C.D Chrisa

Jego prośba trochę mnie zaskoczyła. Wyjść do miasta pełnego zombie, gdzie za każdym rogiem może czyhać śmierć? Wchodzę w to! A może on specjalnie chce zwabić mnie za granice obozu, żeby mnie skrzywdzić? W sumie, to nie takie głupie… Trudno! Już teraz jestem ledwo żywa, najwyżej mnie tylko dobije.
- Zgadzam się.- odpowiedziałam uśmiechając się szeroko. Chłopak widocznie nie był przygotowany na tą odpowiedź bo rozdziawił szeroko usta. Ja zaś zadowolona z siebie poszerzyłam uśmiech ukazując swoje białe ząbki, po chwili i on się uśmiechnął.
- Świetnie, chociaż nie będzie nudno.- odparł stawiając koszyk na ziemię. Przyglądałam się mu z ciekawością przekrzywiając głowę w lewą stronę. W sumie, nawet nie wiem dlaczego tak robiłam. Zawsze gdy coś zwracało moją uwagę, głowa automatycznie opadała mi na lewe ramię. Rzeczywiście jestem jakaś dziwna.

- Zgaduję, że chcesz wyruszyć dzisiaj. Przeczuwam wieczór. To może rozejdziemy się i przygotujemy, a potem spotkamy się w tym samym miejscu? Słońce zachodzi o osiemnastej. Będę tu na Ciebie czekać. Zgoda?- spytałam słodkim głosem łącząc dłonie za plecami. Chłopak kiwnął tylko głową w geście zrozumienia i przykucnął nie ruszając się spod daszku. Świetnie! Wyjdę znów na zewnątrz! Nie mogę się doczekać! W podskokach wróciłam do swojego domku, kompletnie nie zwracając uwagi na deszcz. W pokoju nareszcie mogłam się przebrać, poczesać i zmienić opatrunek. Właśnie opatrunek. Gdy go zdjęłam o mało co się nie rozpłakałam. Rana może i była zszyta perfekcyjnie ale skóra w tym miejscu poczerwieniała a gdzieniegdzie wręcz posiniała. Zajebiście. Przestałam się dziwić, dlaczego sprawia mi taki ból. A może to zakażenie? Nie, to niemożliwe, bo niby jak? Instynktownie zmoczyłam świeżą gazę czystym spirytusem i przyłożyłam do rany. Owej czynności towarzyszył krzyk. Kurwa! Jebaństwo pali jak cholera. Szybko zawinęłam bandaż usiłując powstrzymać łzy. Już po wszystkim. Po wszystkim, powtarzałam sobie z nadzieją, że to w czymś pomoże. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do starego, w kilku miejscach już porwanego plecaka. Czas na broń. Tak, tak, broń to konieczność na zewnątrz. Spod poduszki wyciągnęłam Dan Wessona 8. Mój tatuś to jednak wiedział co dobre. Uśmiechając się schowałam rewolwer za tylną część spodni, przy okazji wrzucając do plecaka ostatnie pudełeczko naboi. Przydałoby się jeszcze coś wręcz, coś co trzyma się tylko na specjalne okazje. Sięgnęłam rąsią pod łóżko wyciągając dość sporą, zakurzoną skrzynię. Tak,to tutaj Sekhet trzyma wszystkie swoje sekrety i zabawki, których nie może dotykać nikt poza nią. Otworzyłam ciężkie wieko a moim oczom ukazała się długa katana, schowana w posrebrzonej pochwie. Ah tatusiu, naprawdę wiedziałeś co dobre- powtarzałam w myślach zakładając mieczyk na plecy. Wstając nogą wsunęłam skrzynię z powrotem na miejsce. Wzięłam z niej tylko jedną rzecz, a ona straciła tak wiele na wadze. Widocznie klocki lego, które zapełniały jej większą część wcale dużo nie ważyły. Zarzuciłam na głowę kaptur i wyszłam z pomieszczenia zamykając drzwi na klucz po czym udałam się na „umówione” miejsce. Christophera jeszcze nie było, więc pozwoliłam zapalić sobie jednego papierosa. Nie zdążyłam wypalić go nawet do połowy gdy zjawił się wyczekiwany przeze mnie przystojniaczek.

- Papieroska?- spytałam grzecznie wysuwając w jego kierunku dłoń z paczką.

Chris?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz