Kolejny dzień wśród ,,żywych trupów''. Czasami zastanawiam się, dlaczego
nie umarłem jak moi bliscy. Co prawda nie mam pewności, czy na pewno
nie żyją, ale tak mi się wydaje. Usiadłem na schodach od dawnej
biblioteki. Nigdzie nie było widać moich ,,kolegów'', więc byłem
bezpieczny. Wyjąłem z kieszeni jabłko, którego zerwałem z sadu za
miastem. Kiedy zjadłem całe usłyszałem nad głową dziwny odgłos...
Helikopter? Nie, to niemożliwe, przecież nikt w mieście oprócz mnie nie
przeżył. Spojrzałem w górę i dostrzegłem to, czego nigdy bym się nie
spodziewał. Wojskowy helikopter leciał w stronę pola kukurydzy. Zerwałem
się na równe nogi i pobiegłem za nim. Wybiegłem z miasta. Widziałem jak
lądują w samym środku pola. Byli jakieś 400 metrów ode mnie.
Przyspieszyłem, chociaż nie miałem już sił. W takich chwilach żałuję, że
nie jestem wysportowany. Helikopter zaczął startować. Ostatkiem sił
krzyknąłem, żeby zaczekali. Na szczęście mnie usłyszeli. Spuścili mi
drabinkę, po której wszedłem do środka. Siedziało tam dwóch żołnierzy.
Spojrzeli na mnie niepewnie, a później wymienili spojrzenia.
- Jak Ci na imię?- zapytał pierwszy.
- Kasper...
- Witaj Kasprze. Ja jestem oficer Scot, a to szeregowy Billy. Przewieziemy cię do specjalnego miejsca, gdzie Pożoga nie dotarła. Zgadzasz się?
- Tak.
- Carl, leć do Obozu Ocalałych!- krzyknął oficer.
- Jak Ci na imię?- zapytał pierwszy.
- Kasper...
- Witaj Kasprze. Ja jestem oficer Scot, a to szeregowy Billy. Przewieziemy cię do specjalnego miejsca, gdzie Pożoga nie dotarła. Zgadzasz się?
- Tak.
- Carl, leć do Obozu Ocalałych!- krzyknął oficer.
***
Kilka minut później dolecieliśmy do miejsca.
- Słuchaj mnie. Idź do tej jaskini. To jest wejście do obozu. Przydzielą ci tam dom i stanowisko.- oznajmił Scot.
Wyciągnął ze swojego plecaka pistolet, nóż, trochę jedzenia i wody. Podał mi je i kazał zachować. Schowałem je do mojej torby i wyskoczyłem z helikoptera. Zgodnie z instrukcją wszedłem do jaskini. Było dość ciemno, ale już po chwili znalazłem wejście do obozu. Światło lekko raziło mnie w oczy. Rozejrzałem się dookoła. Scot mógł powiedzieć gdzie jest ,,szef'' tego miejsca. Niepewnie ruszyłem przed siebie. Po kilku minutach usłyszałem kroki za sobą. Szybko odwróciłem się, ale nikogo nie zobaczyłem.
- Jest tu ktoś?!- krzyknąłem.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz