Przybycie do obozu było dla mnie jakby takim nowym początkiem. Przeszłość już dawno zostawiłem za sobą, jednak pojedyncze wspomnienia do tej pory błądziły po mojej głowie. Powrót do tego, co działo się przedtem będzie z pewnością niemożliwy. Uznajmy to za amnezję.
Dotarłem do tego miejsca pod osłoną nocy. To nawet lepiej. W spokoju mogę się zaaklimatyzować. Nikt się nie uczepi. Meh. Wiedziałem już, że będę miał dwie współlokatorki. Tyle dobrego. Chociaż przydałby się jakiś facet. No bo halo, z dziewczynami nie jest fajnie się upijać. Rozpakowanie się zajęło mi jakieś półtorej godziny. Nieee. Ja nie przywiozłem straganu ciuchów i kosmetyków. Tylko pół. Trzeba być pięknym i młodym. A cały stragan przywiozłem alko i broni. Po uporaniu się z tym wszystkim, padłem plackiem na łóżko. Niezbyt wygodne. Kręgosłup mi się skrzywi. Cóż. Podłoga też dobra. Pewnie leżałbym tak sobie w najlepsze, ale w końcu zdecydowałem się na spacerek. No tak, żeby poznać choć trochę nowy teren. Wyszedłem cichaczem z domu i udałem się na zwiedzanie. W sumie to nic takiego specjalnego. Mam nadzieję, że przynajmniej ludzie okażą się ciekawi do oglądania. Widok z okna w moim pokoju nadaje się do szpiegowania. Wróciłem po trzech godzinach. Nie pytajcie co dokładnie robiłem, bo to jest akurat najmniej ważne. I od razu lulu. Zakopałem się w pościeli, u przednio biorąc ze sobą swojego ukochanego AK-47 i Thompsona. Moje dziecinoszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz