sobota, 26 grudnia 2015

Od Murtagh'a C.D. Haruki


  W życiu nie widziałem tyle krwi. Była wszędzie. Na ubraniach, na meblach i podłodze. To był cud, że Sekhet wyrwała się z objęć śmierci... A może i nie. A teraz? A teraz leżała, cała blada, nieprzytomna i do tego zimna. Nic nie wskazywało na to, że miałaby przeżyć. Bynajmniej w moich oczach tak wyglądał ten obrazek. 

  Trzymałem ją za dłoń, wpatrując się w jej sine, zamknięte powieki. Wpatrywałem się tak i wpatrywałem, gdy nagle spostrzegłem, że coś jest nie halo. No oczywiście! Jej klatka piersiowa stała w miejscu. Kurwa! Nie oddycha! Co robić?! Co robić?! Zalały mnie zimne poty. Poderwałem się z miejsca, stając jak wryty przy łóżku. Jak na kursie! 30 uciśnięć, 2 wdechy! Przystępując do resuscytacji, moją głowę zalały najczarniejsze myśli. Trumna? Pogrzeb? Tutaj? Niemożliwe. Nie przestawałem i po paru minutach dziewczyna gwałtownie nabrała powietrza w płuca. Dzięki Bogu! Odetchnąłem z ulgą i opadłem z powrotem na krzesło.
- Ale napędziłaś mi stracha Carter… Nie rób tak więcej. - wymruczałem i odchyliłem jej nieco głowę, by ułatwić jej oddychanie. Ale zaraz… Skoro raz już prawie odleciała, to może się to zdarzyć ponownie. Prawda? Rozkazałem jej leżeć i pobiegłem do Haruki. Wpadłem do salonu bez pukania. Siedzieli sobie razem z tym jego lokatorem na kanapie i popijali herbatę. Chyba herbatę…
- Przed chwilą przestała mi tam oddychać. Haruka, ona potrzebuje krwi, jej organizm nie poradzi sobie bez pomocy! - wrzasnąłem a medyk drgnął i odstawił filiżankę.
- Przecież nie wiemy jaką ma grupę, nie możemy jej pomóc. 
- Właśnie, że wiemy. 0Rh- . Nie pytaj skąd wiem, po prostu to wiem. Pobiegam po obozie, poszukam kogoś. Ile litrów krwi posiada dorosły człowiek?
- Dorosły… Około pięciu… Dziewczyna potrzebuje co najmniej połowy… Jeden człowiek nie jest w stanie oddać takiej ilości.
- Znajdę tyle osób ile będzie trzeba! - warknąłem zarzucając brudną kurtkę na ramiona.
- Ja mam 0Rh-. - ozwał się jego sąsiad. Lekarz spojrzał na niego krzywo, po czym wstał i orzekł, iż idzie przygotować narzędzia do transfuzji.
- Dziękuję, jestem twoim dłużnikiem Williamie. - jęknąłem bezradnie. Chłopak kiwnął głową, po czym wstał i uścisnął moją dłoń.
- Nie dziękuj, a teraz leć, trzeba znaleźć jeszcze kogoś do pomocy. - odpowiedział z lekkim uśmiechem i poszedł za Haruką. Ja zaś wyskoczyłem z domu jak poparzony. Gorączkowo zacząłem latać po obozie, powtarzając pod nosem jej grupę krwi. 0Rh-, 0Rh-. Cholera! Nie mogła mieć na przykład A albo B?! Z daleka ujrzałem jakąś sylwetkę. Kurwa, że też znów zapomniałem okularów. Szlag by to. Przyspieszyłem i po chwili stałem obok Cezara cały zadyszany. Jezus Maria! Moje płuca! Zgiąłem się w pół, opierając ręce na kolanach.
- Jaką… Masz… Grupę… Krwi… - po każdym słowie robiłem przerwę, by nabrać powietrza do płuc. Chłopak zdziwił się nieco, w sumie to się mu nie dziwiłem. Już miał spytać, lecz wciąłem się pierwszy.
- Sekhet, moja przyjaciółka, zbieraczka, bardzo potrzebuje krwi. Jeżeli w czas jej nie pomożemy ona umrze. Jest poważnie ranna, dziś o mało co nam nie zdechła u medyka, więc łaskawie odpowiedz mi! Jaką masz grupę?! 
- 0Rh-.- wyjąkał. Szybko złapałem go za rękaw i pociągnąłem do medyka. Na szczęście nie opierał się. Wręcz przeciwnie! Tak pędził, że ze dwa razy wyrżnął się na tą swoją piękną twarzyczkę. Na miejscu czekali już na nas Haruka i William, który w chwili obecnej połączony był z Sekhet gumową rurką. Zbliżyliśmy się prędko. Od razu przycupnąłem na stołeczku obok łóżka podwijając rękaw.
- Mam nadzieję, że nasza trójka wystarczy. Musi wystarczyć… 


<Haruka? Ratuj tyłeczek naszej pacjentce!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz