Naprawdę myślałam, że chłopak zaciągnie mnie do jakiejś ciemnicy
i tam zgwałci. Widocznie czasem też mogę się mylić. Pomógł mi wstać, w dodatku
był spokojny i opanowany. Bardzo zdziwiło mnie jego zachowanie lecz nie dawałam
tego po sobie poznać. Cóż w całym swoim życiu trafiałam na samych idiotów
dlatego też jego postawa wprawiła mnie w lekkie zakłopotanie. Coraz rozglądałam
się nerwowo sprawdzając czy nikt za mną nie poszedł. Dość niekomfortowa sytuacja.
Stałam tak na środku trawnika, a on patrzył na mnie jak na jakąś wariatkę.
Niepewnie przeszłam obok niego, oczywiście
zachowując bezpieczną odległość i podniosłam jabłko z ziemi.
- Mam na imię Sekhet i zwiałam z lecznicy.- mruknęłam a po
chwili wpiłam zęby w soczysty owoc. Chłopak wyłupił oczy spoglądając w moim
kierunku . No co? Przecież nie zrobiłam nic złego, prawda? Chyba nie…Z powrotem
wlepiłam w niego swój wzrok opanowując do końca strach. Staliśmy tak w ciszy i
patrzyliśmy na siebie, aż w końcu z jego ust wydobył się dość niewyraźny
bełkot.
- Jak to zwiałaś z lecznicy..?- spytał z lekkim
niedowierzaniem i nutką niepewności w głosie.
- Po prostu, nie chciałam już tam dłużej przebywać. Możemy
nie stać tak na widoku? Boję się, że mogli ruszyć moim śladem..- pod koniec
zdania głos mi się załamał a oczy automatycznie się zeszkliły. Znów wróciłam do
niego wzrokiem, by mógł dostrzec moje błagalne spojrzenie.
- A możesz chociaż powiedzieć, dlaczego wylądowałaś medyka?- spytał jak gdyby nie usłyszał mojej
wcześniejszej prośby. W odpowiedzi podniosłam tylko koszulę ukazując mu trochę
już przeżarty krwią opatrunek. Kiwnął tylko głową i ruszył powoli w stronę zabudowań
a ja powolutku tupałam za nim spoglądając coraz pod nogi ,by przypadkiem na nic
nie nadepnąć. Pech chciał, że akurat kiedy dreptaliśmy przez trawnik pomiędzy
strefą domostwa a stołówką lunął deszcz. Zajebiście! Tego brakowało. Chłopak
przyspieszył, wręcz zaczął biec pod najbliższy daszek. A ja? Ja miałam
wyjebane. Nie jestem przecież z cukru. Szłam tak nie zmieniając tempa i kończąc
konsumować moje jabłuszko. Docierając pod dach znów zostałam osaczona jego
wzrokiem. Co znowu? Czy mój wygląd zmienił się podczas tych pięciu minut? No,
oprócz tego, że włosy poprzyklejały się do czoła, a koszula bardziej przylgnęła
do ciała to raczej nic.
- Jesteś dziwna.- burknął unosząc jedną brew i uśmiechając
się półgębkiem.
- Wiem, dużo osób mi to mówi.- odpowiedziałam odwzajemniając
lekko uśmiech.- Po jakie licho Ci tyle prowiantu? Wybierasz się gdzieś?-
dodałam po chwili zastanowienia. Na twarzy chłopaka pojawił się grymas, już
otwierał usta by odpowiedzieć lecz wcięłam się pierwsza.
- Nie chcesz nie mów. Po prostu jestem wścibska.- wzruszyłam
ramionami.
Chris? Wybacz, weny brak ;c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz