piątek, 1 stycznia 2016

Od Haruki - C.D historii Williama

Leżałem na łóżku zawinięty szczelnie w kołdrę, a serce waliło mi jak oszalałe. Było mi potwornie niewygodnie i gorąco, ale mimo to nie miałem zamiaru się ruszyć. Chciałem poczekać, aż Will zaśnie. Nie mogłem zasnąć. Nawet jakbym chciał to nie mógłbym spokojnie zamknąć oczu. Dziwnie się czułem. Po raz pierwszy w życiu tak silnie martwiłem się o czyjeś uczucia i czułem się największym egoistą na świecie.
Po chwili usłyszałem ciche pomrukiwanie. Lekko się obróciłem. William spał. Jego klatka piersiowa lekko się unosiła, a po pokoju roznosiło się ciche chrapanie. Bardzo powoli odwinąłem się z kołdry i lekko położyłem stopy na panelach. Wstałem bezszelestnie i obróciłem się za siebie. Delikatnie podniosłem kołdrę i nakryłem nią śpiącego mężczyznę. Wycofałem się z pokoju i przeszedłem do kuchni. Postawiłem sobie wody na kawę. Nie miałem najmniejszego zamiaru spać. Kiedy zalewałem kubeczek gorącym płynem do kuchni weszła moja kotka. Miałknęła cicho i wskoczyła na fotel przy stole. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Ja tylko westchnąłem ciężko i opadłem na krzesło naprzeciw popijając mocną czarną bez cukru i mleka. Krzywiłem się strasznie pijąc to paskudztwo, ale o dziwo miałem ochotę trochę się nad sobą poznęcać. Spojrzała na mnie wzrokiem wyrażającym " Czy ty, aby na pewno dobrze się czujesz? ". Ja tylko przecząco pokiwałem głową i zacząłem szeptem nawijać po japońsku.

-Jestem idiotą. Może i dobry ze mnie lekarz, ale gdyby wystawiali oceny z życia dostałbym poprawkę. - oparłem głowę o zimną ścianę. Byłem dziwnie przygnębiony i smutny. Moja wierna przyjaciółka wyczuła to. Zeskoczyła ze swojego siedziska i wskoczyła na moje kolana mrucząc i łasząc się, jakby chciała powiedzieć " Nie martw się. Będzie dobrze. ". Uśmiechnąłem się blado i upiłem kolejny łyk mocnej kawy. Kotka po chwili spojrzała na kalendarz wiszący koło lodówki, przekrzywiła główkę i zeskoczyła mi z kolan biegnąc energicznie w stronę ściany. Usiadła pod kalendarzem, odwróciła się i miałknęła. Niechętnie podniosłem się z czterech liter i podszedłem do papieru przylepionego do ściany. Spojrzałem pytająco na czworonoga, ale nie doczekałem się od niej odpowiedzi. Przyjrzałem się kalendarzowi. Kilka zaznaczonych na czerwono kółek... nic niezwykłego. Miałem w zwyczaju skreślać wieczorem dni, które się już skończyły, więc kilka kratek było skreślonych. Kotka mruknęła zła, wskoczyła na kuchenny blat i usiadła przy oknie. Wyjrzałem przez okno. Śnieg! Najnormalniej w świecie z nieba padał śnieg, a na ziemi było go już dosyć sporo. Podbiegłem jeszcze raz do kalendarza. Zrozumiałem, że wieczorem nie skreśliłem dnia przez co nie zauważyłem, że w następny dzień wypadała Wigilia. Na początku nie przejąłem się tym zbytnio. Wigilia u mnie nie miała zbyt wielkiego znaczenia, ponieważ często spędzałem ją sam, ale nie wiedziałem, jak to odbywa się u William'a. Spojrzałem na swoją pupilkę.
-Dzięki za przypomnienie. - szepnąłem i udałem się do holu. Cicho ubrałem ciepłą kurtkę, szalik, czapkę, rękawiczki i buty. Bardzo powoli otworzyłem drzwi tak, aby nie skrzypiały i udałem się do stajni. Cezar spał, ale musiałem go obudzić.
-Cezarze... jedziemy do lasu. Musimy coś przywieźć. - podszedłem i cmoknąłem wierzchowca między oczka. Konik zarżał cicho i trącił mnie lekko pyskiem. Założyłem mu siodło i uzdę, a także zabrałem ze sobą linę i piłę do cięcia drewna. Wyjechaliśmy razem w las po choinkę. Nie ma to jak wybrać się w środku nocy po choinkę. Drogę oświetlał mi księżyc, lecz widoczność była ograniczona przez spadający z nieba śnieg. Przyspieszyłem do kłusu rozglądając się za ładną choinką. Musiałem jednak jechać daleko. Udało mi się trafić na polanę, gdzie rosło kilka choinek. Nie widziałem za wiele, ale mogłem poczuć piękny zapach jodeł. Uciąłem pierwszą z brzegu, zawiązałem w jej połowie jeden koniec liny, a drugi do rożka siodła. Stepem wróciłem do domu, by nie zniszczyć wleczonej po ziemi choinki. Kiedy wróciłem, oparłem choinkę o ścianę domu. Zaprowadziłem Cezara do stajni i zacząłem go czyścić. Nakryłem go ciepłą derką i nałożyłem na jego uszy ciepłe nauszniki. Nasypałem mu paszy do żłoba i nalałem wody do poidła, po czym ukradkiem wróciłem do domu. Musiałem przygotować coś dobrego. Zamknąłem drzwi do kuchni i zabrałem się za robienie ciasta. Po cichutku sobie wszystko robiłem, nastawiłem piekarnik i robiłem. Nie miałem zbyt wiele czasu. Jak można było zapomnieć o świętach? Tak umiała tylko łamaga o imieniu Haruka, czyli ja. Należał mi się Nobel, albo najlepiej Złota Palma.
Czas płynął nieubłaganie. Na zewnątrz wciąż było ciemno mimo iż była już godzina szósta. Wiedziałem, że mężczyzna nie prędko się obudzi. Kiedy już ciasto stygło na blacie, zabrałem się za lepienie uszek i kiedy zrobiłem ich około dwustu musiałem pomyśleć, co mogłoby zastąpić ozdoby choinkowe. Nie było takich rzeczy w obozie, więc trzeba było coś powymyślać. Miałem cały karton kolorowego papieru, z którego udało mi się zrobić łańcuchy i kilka gwiazdek. W stajni znalazłem stare gwoździe, którym pozaginałem końce i pomalowałem. Wyglądały jak lukrowe laseczki. W laboratorium miałem kilka nienadających się do użytku szklanych naczyń. Pomalowałem je i posypałem cekinami i brokatem, a także zrobiłem im metalowe końcówki i przesunąłem przez nie kawałki włóczki. Również z samej włóczki zrobiłem łańcuchy i małe figurki zwierząt. Wszystkie ozdoby wypełniły mój największy karton. A ręce... myślałem, że mi odpadną. Trzęsły mi się jakbym miał parkinsona. Wybiła już dziesiąta. Wstawiłem na barszcz czerwony i przeciągnąłem się. Och... jak mi się zachciało spać. Przetarłem dłonią zmęczone oczy i cicho wyszedłem z kuchni do łazienki. Paliło się tam światło. Zdziwiłem się i dla pewności zapukałem i spytałem:
-Jest tam kto? - oczywiście po japońsku.
-Co...? - odezwał się głos ze środka – Haruka...? Powtórz, bo chyba nie dosłyszałem. - zawał.
-E... nic, nic. Już nie ważne. - powiedziałem tym razem normalnie – Nie wiedziałem, że już wstałeś. - ziewnąłem – Zrobię nam śniadanie. - wróciłem do kuchni. Zrobiłem kilka kanapek i ułożyłem je w wieżyczkę na talerzu. Położyłem na stoliku i ciężko usiadłem na krześle. Spać... chciałem spać. Oparłem głowę o ścianę i przymknąłem oczka, ale zaraz wymusiłem ich otwarcie. W tej samej chwili do kuchni wszedł William.
-Wesołych świąt, Will. - uśmiechnąłem się lekko. Mężczyzna zmierzył mnie zaskoczonym spojrzeniem, a ja tylko zaśmiałem się cicho.
-Dzisiaj Wigilia. Święta. Nie wiedziałem, czy obchodzisz, ale i tak się przygotowałem. Na zewnątrz czeka choinka.

( William? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz