Leżałem na łóżku zawinięty szczelnie w kołdrę, a serce waliło mi jak
oszalałe. Było mi potwornie niewygodnie i gorąco, ale mimo to nie miałem
zamiaru się ruszyć. Chciałem poczekać, aż Will zaśnie. Nie mogłem
zasnąć. Nawet jakbym chciał to nie mógłbym spokojnie zamknąć oczu.
Dziwnie się czułem. Po raz pierwszy w życiu tak silnie martwiłem się o
czyjeś uczucia i czułem się największym egoistą na świecie.
Po chwili usłyszałem ciche pomrukiwanie. Lekko się obróciłem. William
spał. Jego klatka piersiowa lekko się unosiła, a po pokoju roznosiło się
ciche chrapanie. Bardzo powoli odwinąłem się z kołdry i lekko położyłem
stopy na panelach. Wstałem bezszelestnie i obróciłem się za siebie.
Delikatnie podniosłem kołdrę i nakryłem nią śpiącego mężczyznę.
Wycofałem się z pokoju i przeszedłem do kuchni. Postawiłem sobie wody na
kawę. Nie miałem najmniejszego zamiaru spać. Kiedy zalewałem kubeczek
gorącym płynem do kuchni weszła moja kotka. Miałknęła cicho i wskoczyła
na fotel przy stole. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Ja tylko
westchnąłem ciężko i opadłem na krzesło naprzeciw popijając mocną czarną
bez cukru i mleka. Krzywiłem się strasznie pijąc to paskudztwo, ale o
dziwo miałem ochotę trochę się nad sobą poznęcać. Spojrzała na mnie
wzrokiem wyrażającym " Czy ty, aby na pewno dobrze się czujesz? ". Ja
tylko przecząco pokiwałem głową i zacząłem szeptem nawijać po japońsku.
-Jestem idiotą. Może i dobry ze mnie lekarz, ale gdyby wystawiali oceny z
życia dostałbym poprawkę. - oparłem głowę o zimną ścianę. Byłem dziwnie
przygnębiony i smutny. Moja wierna przyjaciółka wyczuła to. Zeskoczyła
ze swojego siedziska i wskoczyła na moje kolana mrucząc i łasząc się,
jakby chciała powiedzieć " Nie martw się. Będzie dobrze. ". Uśmiechnąłem
się blado i upiłem kolejny łyk mocnej kawy. Kotka po chwili spojrzała
na kalendarz wiszący koło lodówki, przekrzywiła główkę i zeskoczyła mi z
kolan biegnąc energicznie w stronę ściany. Usiadła pod kalendarzem,
odwróciła się i miałknęła. Niechętnie podniosłem się z czterech liter i
podszedłem do papieru przylepionego do ściany. Spojrzałem pytająco na
czworonoga, ale nie doczekałem się od niej odpowiedzi. Przyjrzałem się
kalendarzowi. Kilka zaznaczonych na czerwono kółek... nic niezwykłego.
Miałem w zwyczaju skreślać wieczorem dni, które się już skończyły, więc
kilka kratek było skreślonych. Kotka mruknęła zła, wskoczyła na kuchenny
blat i usiadła przy oknie. Wyjrzałem przez okno. Śnieg! Najnormalniej w
świecie z nieba padał śnieg, a na ziemi było go już dosyć sporo.
Podbiegłem jeszcze raz do kalendarza. Zrozumiałem, że wieczorem nie
skreśliłem dnia przez co nie zauważyłem, że w następny dzień wypadała
Wigilia. Na początku nie przejąłem się tym zbytnio. Wigilia u mnie nie
miała zbyt wielkiego znaczenia, ponieważ często spędzałem ją sam, ale
nie wiedziałem, jak to odbywa się u William'a. Spojrzałem na swoją
pupilkę.
-Dzięki za przypomnienie. - szepnąłem i udałem się do holu. Cicho
ubrałem ciepłą kurtkę, szalik, czapkę, rękawiczki i buty. Bardzo powoli
otworzyłem drzwi tak, aby nie skrzypiały i udałem się do stajni. Cezar
spał, ale musiałem go obudzić.
-Cezarze... jedziemy do lasu. Musimy coś przywieźć. - podszedłem i
cmoknąłem wierzchowca między oczka. Konik zarżał cicho i trącił mnie
lekko pyskiem. Założyłem mu siodło i uzdę, a także zabrałem ze sobą linę
i piłę do cięcia drewna. Wyjechaliśmy razem w las po choinkę. Nie ma to
jak wybrać się w środku nocy po choinkę. Drogę oświetlał mi księżyc,
lecz widoczność była ograniczona przez spadający z nieba śnieg.
Przyspieszyłem do kłusu rozglądając się za ładną choinką. Musiałem
jednak jechać daleko. Udało mi się trafić na polanę, gdzie rosło kilka
choinek. Nie widziałem za wiele, ale mogłem poczuć piękny zapach jodeł.
Uciąłem pierwszą z brzegu, zawiązałem w jej połowie jeden koniec liny, a
drugi do rożka siodła. Stepem wróciłem do domu, by nie zniszczyć
wleczonej po ziemi choinki. Kiedy wróciłem, oparłem choinkę o ścianę
domu. Zaprowadziłem Cezara do stajni i zacząłem go czyścić. Nakryłem go
ciepłą derką i nałożyłem na jego uszy ciepłe nauszniki. Nasypałem mu
paszy do żłoba i nalałem wody do poidła, po czym ukradkiem wróciłem do
domu. Musiałem przygotować coś dobrego. Zamknąłem drzwi do kuchni i
zabrałem się za robienie ciasta. Po cichutku sobie wszystko robiłem,
nastawiłem piekarnik i robiłem. Nie miałem zbyt wiele czasu. Jak można
było zapomnieć o świętach? Tak umiała tylko łamaga o imieniu Haruka,
czyli ja. Należał mi się Nobel, albo najlepiej Złota Palma.
Czas płynął nieubłaganie. Na zewnątrz wciąż było ciemno mimo iż była już
godzina szósta. Wiedziałem, że mężczyzna nie prędko się obudzi. Kiedy
już ciasto stygło na blacie, zabrałem się za lepienie uszek i kiedy
zrobiłem ich około dwustu musiałem pomyśleć, co mogłoby zastąpić ozdoby
choinkowe. Nie było takich rzeczy w obozie, więc trzeba było coś
powymyślać. Miałem cały karton kolorowego papieru, z którego udało mi
się zrobić łańcuchy i kilka gwiazdek. W stajni znalazłem stare gwoździe,
którym pozaginałem końce i pomalowałem. Wyglądały jak lukrowe laseczki.
W laboratorium miałem kilka nienadających się do użytku szklanych
naczyń. Pomalowałem je i posypałem cekinami i brokatem, a także zrobiłem
im metalowe końcówki i przesunąłem przez nie kawałki włóczki. Również z
samej włóczki zrobiłem łańcuchy i małe figurki zwierząt. Wszystkie
ozdoby wypełniły mój największy karton. A ręce... myślałem, że mi
odpadną. Trzęsły mi się jakbym miał parkinsona. Wybiła już dziesiąta.
Wstawiłem na barszcz czerwony i przeciągnąłem się. Och... jak mi się
zachciało spać. Przetarłem dłonią zmęczone oczy i cicho wyszedłem z
kuchni do łazienki. Paliło się tam światło. Zdziwiłem się i dla pewności
zapukałem i spytałem:
-Jest tam kto? - oczywiście po japońsku.
-Co...? - odezwał się głos ze środka – Haruka...? Powtórz, bo chyba nie dosłyszałem. - zawał.
-E... nic, nic. Już nie ważne. - powiedziałem tym razem normalnie – Nie
wiedziałem, że już wstałeś. - ziewnąłem – Zrobię nam śniadanie. -
wróciłem do kuchni. Zrobiłem kilka kanapek i ułożyłem je w wieżyczkę na
talerzu. Położyłem na stoliku i ciężko usiadłem na krześle. Spać...
chciałem spać. Oparłem głowę o ścianę i przymknąłem oczka, ale zaraz
wymusiłem ich otwarcie. W tej samej chwili do kuchni wszedł William.
-Wesołych świąt, Will. - uśmiechnąłem się lekko. Mężczyzna zmierzył mnie
zaskoczonym spojrzeniem, a ja tylko zaśmiałem się cicho.
-Dzisiaj Wigilia. Święta. Nie wiedziałem, czy obchodzisz, ale i tak się przygotowałem. Na zewnątrz czeka choinka.
( William? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz