Transfuzja krwi nie była niczym prostym. W prawidłowych warunkach
robiłbym badania, ale nie było na to czasu. Spytałem tylko chłopaków czy
ostatnio na coś chorowali. Zaprzeczyli. Miałem wątpliwości co do
Williama. Nie dawno miał przecież kontuzję, ale regularnie go badałem i
nic nie wskazywało na obecność jakiś drobnoustrojów. Po kolei każdy z
nich siadał przy łóżku. Odkażałem miejsca nakłuć i wbijałem wenflony z
rurkami przetaczającymi krew w jedną stronę. Każdy z chłopaków dał po
trochę krwi. Widać, że po tym zabiegu byli osłabieni, ale dziewczyna
nabrała kolorów. Byłem już pewien, że wyzdrowieje. Podpiąłem jej
kroplówkę z witaminami.
-Może na razie nie ruszajcie się stąd. Po transfuzji lepiej chwilkę odpocząć. - powiedziałem cicho.
-No... czuję się trochę wypompowany. - westchnął William – Chodźcie
chłopaki. Pogramy sobie w karty. - rzucił radośnie mężczyzna i klepnął
Cezara w ramię – To dziewczę jest w dobrych rękach. Nie ma się co
martwić. - uśmiechnął się szczerze w moją stronę. Ja tylko westchnąłem
lekko i usiadłem na krześle obok łóżka, na którym leżała dziewczyna.
Trzeba było czekać aż się obudzi. Mogła być w małym szoku.
( Sekhet? Murtagh? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz