Przemierzałem kolejno drzewa, mając wrażenie, że wszystkie są
identyczne, a droga do domu wcale się nie skracała. Wręcz przeciwnie.
Stawała się co raz dłuższa, a na niebie pojawiały się gwiazdy. Nie
miałem zielonego pojęcia, która może być godzina zważywszy na to, iż
trochę rozmawialiśmy. W sumie trudno to było nazwać rozmową, ze względu
na jakość tej konwersacji.
Czy chciałem urazić Genevieve? Oczywiście, że nie. Ale powinna
zrozumieć, iż świat nie kończy się tutaj. No dobra, może nie jest to
najlepsze porównanie, ale jednak. Jest wspaniałą kobietą. Naprawdę.
Jednak nie wykorzystuje swojego potencjału w pełni. Mogłaby zdobyć
wszystko, o czym pragnie. Lecz nieświadomie, przez jej sposób bycia,
odpycha ona ludzi od siebie. Taki charakter jak Gen jest dobrą metodą
na przetrwanie. Masz pewność, że nikt cię nie zniszczy.
W przeciwieństwie do zguby.
Niektórzy ludzie są przy nowych osobach spięci. Nie bardzo wiedzą, co
mają odpowiedzieć, a każde kolejne pytanie w jego stronę budzi lekki
niepokój. Zazwyczaj uśmiechają się wtedy nerwowo, próbując załagodzić
całe wydarzenie i odpowiadają. Wtedy z czasem konwersacja się rozwija,
a sytuacja rozluźnia. Taka zwykle jest kolej rzeczy.
Lecz to nie tyczy wszystkich.
Usiłowałem jak najciszej przemieścić się do swojego pokoju w domku, by
nie zbudzić pozostałych. Misja zakończyła się sukcesem. Od razu, kiedy
ujrzałem własne, jedyne w swoim rodzaju łóżko, poczułem zmęczenie. Nie
fizyczne, skądże. Bardziej takie psychiczne. Tyle emocji i wydarzeń w
krótkim czasie i weź tu spróbuj żyć w spokoju.
Ściągnąłem koszulkę i rzuciłem się na legowisko, jak gdyby nic inne się
nie liczyło. Wpatrywałem się w sufit, myśląc, praktycznie, o niczym.
Ale jednak siedziała mi w głowie ta Genevieve. Moim celem było
przekonać ją, że ludzie tacy straszni nie są, jak jej się wydaje.
Liczyłem na to, iż następnego dnia będzie chętniej do mnie nastawiona.
Bo czemu by nie?
<Gen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz