Nie ma co ukrywać, spotkanie było nudne. Wprawdzie
próbowałam słuchać i skupiać się na konwersacji, lecz jak zawsze po prostu mi
to nie wychodziło. Nigdy nie potrafiłam skupiać się w takich sytuacjach. Gdy
trzeba było przytakiwałam a gdy trzeba było zaprzeczyć, zaprzeczałam.
W każdym
razie, nie próbowałam nawet wyrażać swojej opinii, bo znając życie każdy miałby
ją po prostu gdzieś. Potem ludzie zaczęli się rozchodzić i nagle ni z gruchy,
ni z pietruchy na dworze rozpętała się prawdziwa śnieżna burza. Dowódcy chyba
przewidzieli prognozę pogody, bo zmyli się tuż przed zawieruchą. Tak czy siak, skończyło
się na tym, że zostaliśmy uziemieni w budynku, zapadł zmrok a przez śnieżycę
nie można było niczego dostrzec. Świetnie, jestem nowa i w dodatku skazana na
towarzystwo ludzi, których praktycznie nie znam. Wspaniale Carter, kolejna
twoja wtopa, trzeba było ulotnić się wraz ze wszystkimi parę godzin temu.Cóż,
skończyło się na tym, że została nas piątka. Atmosfera była zbyt cicha, wręcz
dołująca. Jak w takiej sytuacji mogłam nie przyciąć komara? Tak, zgadza się,
zasnęłam od razu po tym, jak zapadła ta okropna cisza. Nie ma się co dziwić,
zarywanie nocek towarzyszyło mi coraz częściej. Niestety, mój sen nie potrwał długo,
gdyż rudowłosa Gene postanowiła powydzierać się na Cezara. Miło, dzięki za
przerwanie drzemki, właśnie śnił mi się twój brat, pomyślałam i przetarłam
oczy.
- Nie przesadzasz trochę? – mruknęłam, przeciągając się i
wstając z fotela. Dziewczyna rzuciła mi tylko groźne spojrzenie i wróciła do
swojego poprzedniego zajęcia. Bazgrała coś na kartce i patrząc na to z góry,
śmiało mogłam stwierdzić, że to nie kiepski bazgrołek.
- Mogę też dostać kartkę? – spytałam grzecznie, chcąc zająć
się czymkolwiek. Ruda znów posłała mi złowrogie spojrzenie, lecz po chwili
podsunęła w moim kierunku kartkę papieru z małym ołówkiem.- Dzięki. – mruknęłam
obojętnie i wzięłam się do roboty. Oczywiście, praktycznie nie zwracałam uwagi,
jakie maniany odpierdala mój ołówek. Jeździłam nim bez celu po kartce w
nadziei, że ułoży się z tego jakiś sensowny wzór. Po paru minutach zdałam sobie
sprawę, że to bliżej niemożliwe i odwróciłam kartkę na drugą stronę. Tym razem
starałam się, by rysunek przedstawiał coś konkretnego. Tu kropka, tam kreska. Z
biegiem czasu owe zajęcie zaczęło mnie nudzić, gdyż moje dzieło było już
skończone. Przyjrzałam się ujadającemu na kartce pieskowi i z powrotem
odwróciłam kartkę, chcąc schować tym samym groźnego zwierzaczka. Podniosłam szybko
tyłek i zapięłam swoją szarą, męską i do tego za dużą bluzę.
- Idę zapalić, przy okazji trochę odśnieżę na dole.-
uśmiechnęłam się mimowolnie podchodząc do drzwi.
- Odśnieżysz? Po co, skoro zaraz napada drugie tyle? –
Genevievie skrytykowała mój pomysł i skrzywiła się patrząc w moim kierunku. Już
wiedziałam, że nie przypadniemy sobie do gustu. Powoli zaczynała mnie
najzwyczajniej w świecie wkurwiać.
- Po to, żebyś potem nie musiała przedzierać się przez
metrową zaspę białego puchu. – uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z
pomieszczenia, potem schodami w dół i viola. Moja upragniona wolność. Zapaliłam
sobie jednego papieroska i wzięłam się do roboty. Musiałam po prostu robić
cokolwiek, bo szlag mnie trafiał. Nie minęło parę minut, gdy odpaliłam
kolejnego. Oczyszczałam chodniczek przed drzwiami, gdy nagle poczułam uderzenie
w ramię. Czując, że trochę śniegu wylądowało na moim policzku, byłam w stu
procentach pewna, że dostałam śnieżką.
- Dasz zapalić? – spytał napastnik.
- Pewnie. – odmruknęłam prostując plecy.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz