środa, 20 stycznia 2016

Od Genevieve - CD historii Avery'ego

Dzień nie zapowiadał się szczególnie ciekawie. Nie miałam żadnego spotkania, czy też trenowania wojowników, którzy bywali naprawdę beznadziejni. Chociaż i tak nie lubiłam tego specjalnie, jakoś nie przemawiało do mnie siedzenie na dupie przez cały dzień. Może kiedyś, ale nie teraz. Pamiętałam, jak podczas swoich pierwszych tygodni w Obozie, nie wychylałam nawet nosa zza drzwi. Może i dobrze? Kiedy wreszcie to zrobiłam zalała się na mnie cała kupa nieszczęść - wieczne kłótnie z bratem, pewien niski stalker, który miał nie równo pod sufitem, dużo ludzi, którzy nagle nabrali ochoty się "zaprzyjaźnić" i oczywiście, najgorsza z tych rzeczy, odpowiedzialność. Odpowiedzialność, która wynikała z bycia Dowódcą Wojowników. Nie będę zaprzeczać, iż sama na funkcja bardzo mi się podobała i radziłam sobie całkiem nieźle. Jednak chodziło o sam fakt, iż nagle miałam odpowiadać za bezpieczeństwo innych.
Po kilku minutach leżenia w łóżku doszłam do wniosku, że mam już dosyć nic nie robienia. Ostatnimi miesiącami moje dawne ADHD ponownie się uaktywniło, co sprawiało, że biegałam po lasach niemal każdego dnia albo ćwiczyłam sztuki walki. W moim nowym domu zamontowałam sobie nawet prywatną siłownię, w której było też miejsca na różne rodzaje broni. 
Espresso prędko postawiło mnie do reszty na nogi, nawet jeśli wcale go nie potrzebowałam. Potem, tak dla smaku, wypiłam też dwie latte. A na deser zrobiłam sobie frappe z bitą śmietaną i czekoladą. Hm, nie narzekałam na niedobór kofeiny w organizmie. Gdybym jednak odstawiła kawę, na pewno prędko bym umarła albo coś. W końcu nawet nałogowi palacze po natychmiastowym rzuceniu, dostają nagle raka, bądź innego paskudztwa. Co mogło się stać, jeśli naglę rzuciłabym moje dwadzieścia kubków kawy dziennie?
Mimo moich wcześniejszych narzekań na kłopoty, które wiązały się z wychodzeniem na zewnątrz, uznałam, że być może teraz to był dobry pomysł. W sumie, nie mogłam cofnąć już minionego czasu, więc moim zadaniem było jedynie pogodzenie się z tym wszystkim, w co się wplątałam. Tak też, nie zamierzałam chować się w swoim domku, daleko od ludzi. Och, nie. Chciałam wejść w sam środek codziennego gwaru, by inni widzieli, że niełatwo mnie złamać. Raczej nikt nie przejawiał takich skłonności, ale moja własna podświadomość pragnęła pobyć wśród ludzi. Albo przynajmniej nie siedzieć w czterech ścianach i wyjść na spacer. Tak, raczej to drugie. Moja podświadomość nie była głupia. Chyba.

Parę dobrze znanych mi piosenek rozbrzmiewało w moich uszach, kiedy kroczyłam ścieżką, prowadzącą do takiego jakby centrum Obozu. Oczywiście, w ostatniej chwili miałam zamiar skręcić w inną, boczną. Jak najbardziej nie chciałam z kimkolwiek rozmawiać, nawet jeśli jakaś część mnie pragnęła przeprowadzić zwyczajną rozmowę o pogodzie albo o jakimś innym banale.
Opatuliłam się lepiej kurtką. Było niezwykle zimno, ale nie mogłam się dziwić. W końcu śnieg zasypał prawie cały las. Wczorajszy wieczór przyniósł ze sobą biały puch, przez czułem, że później będę musiała odśnieżyć schody, na których i tak już wystarczająco często się potykałam.
Przez te całe moje przemyślenia, nie zauważyłam nawet postaci idącej w moim kierunku. W ostatniej chwili zatrzymałam się, niemal wpadając na Avery'ego, który zdążył się zręcznie odsunąć, najwyraźniej widząc mnie już wcześniej. Uniosłam brwi i wyjęłam słuchawki z uszu.
- Ta ścieżka prowadzi tylko to mojego domu, więc albo jesteś strasznym natrętem, albo się zakochałeś - powiedziałam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - W czym mogę ci pomóc, kolego?

Avery?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz